czwartek, 30 maja 2013

Swiateczne rozpieszczanie podniebienia :)

A konkretnie o jednym z moich ulubionych letnich deserów. Jako, że sezon truskawkowy powoli się zaczyna trzeba go wykorzystywać na maksa :). Na talerzu króluje truskawka - wykorzystana w truskawkowym tiramisu (jeżeli oczywiście można to nazwać tiramisu jeżeli nie ma w środku kawy ;)), które jest banalnie proste do wykonania i stosunkowo szybkie :). Istna rozpusta dla podniebienia idealne dla dzieci i dla dorosłych :) 


Co potrzebujemy:
ok 750 g truskawek
500 g serka mascarpone
1 szklanka śmietanki 30%
pół szklanki cukru 
pół łyżeczki ekstraktu waniliowego lub cukier z prawdziwą wanilią
ok 1 i 1/2 opakowania okrągłych biszkoptów
opakowanie biszkoptów podłużnych
1/2 szklanki soku pomarańczowego
100 ml malibu

-serek mascarpone ucieramy z cukrem i odrobiną soku pomarańczowego dodając stopniowo śmietankę - jeżeli 1/2 szkl cukru to za mało dosładzamy wg upodobań
-garść umytych truskawek miksujemy dodajemy malibu i sok pomarańczowy dosładzamy do smaku
-pozostałe truskawki myjemy i kroimy w plasterki
-okrągłe biszkopty maczamy w musie truskowkowym i układamy w naczyniu na to krem plasterki truskawek i na nowo namoczone okrągłe biszkopty i tak aż nam się skończą składniki aby to wszystko ładnie wyglądało układamy wokoło podłużne biszkopty. 

Schładzamy min 3h i voila gotowe :) 

A jakie są Wasze ulubione wiosenno/letnie desery? 

pozdrawiam
.biemi

czwartek, 23 maja 2013

jak nic nie potrzebowac ale i tak kupowac :)

Najbliższe dni będą obfite w fotorelacje z zakupowych podbojów w Rossmannie. Ja również nie mogłabym przejść obok takiej promocji obojętnie - bo jeżeli jeszcze ktoś się znajdzie kto nie wie to od dziś do niedzieli mamy -40% na całą kolorówkę i na pielęgnację twarzy :)  - buźka się cieszy :). 
Na tą chwilę jedyne czego mi trzeba to kremu BB - ale cały czas analizuję i chyba za dużo myślę - tak to całą resztę 'kolorówki' mam bez większych braków aaale dzięki takowej promocji bez wyrzutów sumienia można chętniej sięgnąć po produkty 'warte' uwagi :). 
O to na co ja się skusiłam :)



Padło na krem z Ava - jedyny, który wydał się sensowny, korektor L'Oeral nr 2, błyszczyk L'Oeral nr 171, Lakiery: Wibo do frencha, Miss Sporty nr 452, Rimmel nr 260, Manhattan nr 61V,  puder - jakoś nie potrafię do niego nie wracać ;). Dziś zakupiłam pierwszy produkt 'kolorowy' z lovely zobaczymy czy ochy i achy i u mnie będą, dla równowagi jeszcze dorzuciłam mojego ulubieńca MF 2000 calorie, który grzecznie będzie czekać na mój wielki dzień. 

Jak na razie tyle - nie planuję więcej, jednak kusi mnie jeszcze aby wzbogacić się o jeszcze jakiś kolor od Manhattan :) - mam jeszcze trzy dni. 

A teraz poprzeglądam na co inne dziewczyny wydały kasiorę :).

pozdrawiam
.biemi 

sobota, 18 maja 2013

Dobra rada mile widziana.

Biemi siedzi i nie wie co wybrać a koniecznie chce coś kupić :). Cyberprzestrzeń chyba mnie w tej kwestii ciut przerosła ;).  Wiem, że przed monitorami siedzą mądre głowy, które wyrażą chęć pomocy :) Krem BB potrzebny na gwałt. Ale który wybrać?? Ot i cała zagadka :):):)


Konkretnie potrzebuję rady, polecenia, wskazania palcem na produkt, który mógłby przypaść mi do gustu. Od pewnego czasu chodzi za mną krem BB - ale taki prawdziwy, taki którego raczej nie spotkam na naszych rodzimych półkach drogeryjnych. W sieci jest ogrom informacji, ale jestem totalnie zielona w kwestii  doboru BB i niby czytam teorię, ale obawiam się praktyki i znając siebie mogę dokonać zakupu pod wpływem impulsu z nie do końca pozytywnym skutkiem - bardzo chciałabym tego uniknąć. Za oknem aura bardzo pozytywna jednak podkłady w taką pogodę mnie męczą, czuję się z nimi taka ciężka - dlatego też myśli me poszły w stronę BB. Bo na 'golasa' siebie za bardzo nie lubię. 

Pomożecie?  :) 

Czego mi potrzeba? - dość dobrej trwałości z ładnym stopieniem się z moją piegowatą skórą z tego co zaobserwowałam moja skóra lubi się z pomarańczowymi? morelowymi? odcieniami? :)
Moja strefa T jest psikuśna i się tłuści a cała reszta lubi się przesuszać :) i na dodatek lubi się zapychać. 
Bardzo dziękuję za ewentualną pomoc :)
Miłego wieczoru
pozdrawiam
.biemi

środa, 15 maja 2013

Piaskiem po paznokciach

Od pewnego czasu przeżywamy istne zatrzęsienie lakierów z piaskowych wykończeniem. Przyznaję długo się opierałam, byłam twarda. Nie chciało mi się bawić w zamawianie on line - choć p2 kusiło i nadal kusi (jeszcze o tym pomyślę ;)) - i jakoś zdjęcia nie przekonywały mnie do tego, że będę zadowolona z efektu. Wykończenie piaskowe nazywałam dotychczas jako łóżkowy manicure :) - idziesz spać z wymalowanymi pazurkami nie zdążają wyschnąć i ta dam mamy piaskowy wzór ;). Jednak to, że Opi dla mnie mają cenę lekko zaporową a p2 trzeba zamawiać to sobie żyłam w spokoju bez nowych nabytków :). Natomiast wszystko się zmieniło jak Golden Rose wpuściło na nasz rynek serię Holiday... Wybrałam się na stoisko przejrzałam kolekcję wzdłuż i w szerz i nie wiedzieć czemu zdecydowałam się na kolor 56 o nim będzie innym razem ;) stwierdziłam, że jest zbyt zimowo-świąteczny - a wykończenie mnie po prostu urzekło, że na drugi dzień wybrałam się kolejny raz na to samo stoisko a jest bardzo atrakcyjne ponieważ ma ceny takie jak na stronie, a często z tymi cenami bywa różnie i tym razem już bardziej rozsądnie padło na kolor 65 :). 

Przechodząc do meritum sprawy :) 
Buteleczki proste z ładna 'lusterkową' nakrętką :)
Pędzelek mamy dość szeroki jak dla mnie bardzo wygodny w użyciu szybko i łatwo pokrywamy całą płytkę paznokcia. 



Prezentacja moim okiem :) 
Kolor kryjący się pod nr 65 to soczysty róż taki dobrze rozweselający i widoczny nie ma mowy tu o spokojnym różu - dajemy czadu :). 



Zdjęcie z lampą delikatnie ukazują, że ten niby matowy lakier może mieć błysk :) Jednak ten błysk najlepiej widać w pełnym słońcu jak sobie wtedy poruszam palcami to aż mogę sobie wyobrazić, że na plaży jest taki pasek - na prawdę one mienią się jak piasek na plaży :) nazwa jak najbardziej adekwatna do efektu. 


Wpadłam jak śliwka w kompot. Kupując pierwszy lakier podchodziłam do niego jak do matowego wykończenia lub 'pękaczy', do których de facto okrutnie się zraziłam przy okazji tej próby z wibo KLIK. W kwestii lakierów do dnia zakupu pierwszego piaskowca byłam tradycjonalistką i kochałam się głównie w kremowym wykończeniu, które ma śliczny delikatny błysk. Po tych dwóch cudakach pragnę więcej :) już piszę dlaczego:

+ łatwa aplikacja
+ szybko schnący
+ trwałość - 3 dni bez żadnych utwardzaczy ponieważ są niewskazane :)  i w sumie po 3 dniach tylko starte końcówki
+ nie odpryskuje
+ super krycie po dwóch warstwach :)
+ raz dwa mamy ładnie elegancko wyglądające paznokcie
+ elegancki
+ brak uczucia, że ma się 'coś' na paznokciach a tego się obawiałam

przekonałam się na własnej skórze a bardziej na paznokciach, że 'piaskowce' to super sprawa.  Teraz marzy mi się coś niebieskiego i pomarańczowego i jeszcze coś granatowo szarego :) i fioletem również bym nie pogardziła - ale to jeszcze się pomyśli. 

Najważniejsze - według mnie zdjęcia kompletnie nie odzwierciedlają efektu jaki mamy w rzeczywistości - niebo a ziemia :).


a nad skórkami pracuję - jednak stres skutecznie mi je zjada ... :/ 
pozdrawiam
.biemi

poniedziałek, 13 maja 2013

Wszystko co dobre...

.. szybko się kończy. 

Nie ma jak tego przeskoczyć ot co. Kolejny raz zbierałam się z recenzją i zbierałam się aż ogłoszono, że produkt wycofują!! W sumie minęło tylko 6mc od kiedy zakupiłam pierwsze opakowanie...  Dobrze wiadomo o czym piszę :) wszem i wobec już wiadomo, że micel z Biedronki został wycofany - jedynie to co pozostało jest jeszcze dostępne na półkach. Jak do dziś udało mi się zużyć tylko trzy opakowania. Mimo wszystko zdążyłam stwierdzić, że z chęcią przygarnęłabym go na dłużej tylko kupowałabym co róż nowe opakowania. Może nie każda z nas się z nim pokochała, jednak za tą cenę ja jestem w 100% usatysfakcjonowana!!
Jeżeli jeszcze ktoś się na niego nie skusił to ma ostatnie chwile na to - ponieważ nie ma żadnej informacji aby mieli dać coś 'zamiast' :/  Z takimi decyzjami się nie dyskutuje. Jednak cały czas zastanawia mnie czemu wypuszczają coś dobrego na rynek - produkt, który podbija serca użytkowniczek aby później rach ciach i go wycofać od tak? Nikt nie stwierdził, że produkt jest szkodliwy tudzież niebezpieczny. To co tak szybko skończył się kontrakt? czy jak to nazwać inaczej na produkcję? Czy może okazało się, że produkt powinien być droższy? Nie rozumiem takiej polityki i tyle to jak z kremem do mycia twarzy z Alterry. Rozkochuje paskuda w sobie aby później zniknąć i zostawić Ciebie z niczym ;). 

Niemniej jednak produkt zamknięty jest w prostej i dość wygodnej w użytkowaniu butelce. 


to co producent obiecuje plus zoom na skład


Produktu używałam głównie do wstępnego demakijażu zazwyczaj głównie oczu :). 

+ nie podrażnia
+ oczy nie szczypią 
+ nie jest zimny :) tak jak mleczka do demakijażu
+ z łatwością zmywamy tusz do rzęs czy eyeliner
+ nie pieni się 
+ nie pozostawia tłustego filmu
+ do tej pory dostępność bo w każdej biedronce był... 
+ wydajny 
+ cena całe 4,30 za 200 ml produktu 

- dozownik - dość często mam problem z otwarciem opakowania jest tak tępo 
- został wycofany!!!

Nie ukrywam, że jestem rozczarowana decyzją jaką jest wycofanie tego micela ze sprzedaży. Jak na razie zakupiłam kilka buteleczek na zapas - długa data ważności więc luz - ale czy jest sens? Nie lubię robić aż takich zapasów nie należę do ekstremalnych chomików ;) lubię po prostu mieć jedną butelkę na zapas a nie dziesięć bo tak dziwnie wtedy jest jakby komuna miała się wkraść w nasze skromne progi. 

A Wy go pokochałyście i też będziecie tęsknić? Czy może jest to całkowicie Wam obojętne?

pozdrawiam
.biemi

czwartek, 9 maja 2013

Lato tej wiosny :)

Mimo, że mamy kalendarzową wiosnę to za oknem lato więc i w kuchni musiało się zrobić bardziej owocowo i słodko. Lepiej być szczęśliwie najedzonym niż smutnym i niesmacznie najedzonym ;). Trochę rozpusty nigdy nikomu nie zaszkodziło :) - nie wielka ilość humor poprawi i dopieści podniebienie. Nie jest zbyt słodko - tak w sam raz :). 


Przepis zaczerpnięty od Littlebird. Jest to pyszna tarta, którą zdecydowaniu długo za długo się robi w stosunku do czasu konsumpcji :)




A tu to co na nią potrzebujemy:
garść dobrych chęci
dużo serca
i odrobinę cierpliwości :) 
a z materialnych cudów to, to:

Spód:
nie pełna szklanka mąki pszennej
szczypta soli
80g masła, w temp. pokojowej (może być margaryna)
1/4 szklanki cukru pudru
1 żółtko
1 łyżka wody

Mąkę przesiewamy dodajemy sól, masło ubijamy mikserem z cukrem + żółtko. Do masy dodajemy stopniowo mąkę z solą energicznie zagniatamy, wkładamy do lodówki na ok 1 godzinę. Po godzinie wyjmujemy, wałkujemy wkładamy do formy i jeszcze na pół godziny do zamrażalnika. 
Do pieczenia ciasto wkładamy z położonym na wierzchu papierem do pieczenia obciążonym np fasolą - unikniemy niepotrzebnego wybrzuszenia się ciasta. 
Pieczemy w temp 180 st 10 min po 10 min wyjmujemy zdejmujemy papier z fasolą ciasto na nowo ląduje w piekarniku aż do zarumienienia się - ok 7-10min  

Krem
1 i 1/2 całej  białej czekolady, posiekanej
300ml śmietanki kremówki słodkiej tłustej

Zagotować 1/5 szkl śmietany, dodać czekoladę wymieszać na gładką masę- studzimy, pozostałą śmietankę ubijamy na sztywno, do sztywnej śmietany stopniowo dodajmy krem z czekoladą i delikatnie mieszamy. 

Krem nakładamy na wystudzony spód i dodajemy borówki dla ozdoby i smaku :) 

Polecam ponieważ jest pysznie :) 

pozdrawiam
.biemi

wtorek, 7 maja 2013

Niby nic a uzaleznia.

Niby nic bo to tylko woda - woda brzozowa. Obietnic jest wiele, jeszcze więcej opinii. Co głowa to inne zdanie, jedne uwielbiają inne mieszają z błotem. Produkt nie jednoznaczny na pewno nie dla każdego. Jak jest u mnie - powiem tak różnie. Mam mieszane odczucia w stosunku do tego produktu. Z jednej strony super z drugiej nie ciekawie ot taki zmienny - trochę jak kobieta ;). 

Moja pierwsza woda brzozowa została zakupiona w Rossmannie - dostajemy tam 500 ml płynu za 5 zł. Deal jak nie wiem co - duża butla za małą cenę :). Butla wydaje się wręcz nie do zużycia - ja swoją podzieliłam się z koleżanką co by produkt się nie marnował :). 

Skusiłam się po przeczytaniu opinii, że produkt ma przedłużać świeżość włosów, z racji tego, że włosy myję co dziennie taka opinia zadziałała na mnie jak lep na muchy, nie mogłam przejść obok niego obojętnie :). 

Technicznie woda brzozowa z Isany to 500ml butla przezroczystego płynu o żółtawym zabarwieniu.

Obietnice producenta: 


Dozownik:


Dostajemy dozownik jak widać powyżej, który kompletnie nie ułatwia nam aplikacji - u mnie używanie produktu było skierowanie tylko i wyłącznie na skórę głowy - więc użycie wody na skalp bezpośrednio z butli jest wręcz nie możliwe. Ja sobie poradziłam tak: 
Wylałam to co mi zostało z bezużytecznej mgiełki - której de facto było już mało ;) i uzupełniłam wodą. Za pomocą psikacza dozowanie produktu jest idealne.  Przy tej formie aplikacji przez 4 mc użytkowania produktu przy prawie każdym myciu głowy - mogę spokojnie stwierdzić, że w sumie 2 tygodnie nie używałam jej - zużyłam 3/4 butelki po mgiełce. 



Skład produktu:
Aqua, Isopropyl Alcohol, Propylene Glycol, Glycerin, Betula Alba Leaf Extract, Betula Alba Juice, Alcohol Denat., Sodium Benzoate, Panthenol, Parfum, Potassium Sorbate, Citric Acid, Peg-60 Hydrogenated Castor Oil, CI 19140

Włosomaniaczki drżą na widok ilości alkoholu, który wiadomo jest be - powinnyśmy go unikać, jednak sądzę, że przez jego obecność w tym produkcie możemy mówić o przedłużeniu świeżości naszych włosów - alkohol wysusza nasz tłuszcz.. 

Jak jest alkohol to i jest uzależnienie;). Produkt u mnie okazał się nawet bardzo uzależniający. Na mojej głowie działa bez dwóch zdań - efekt po ok 3 tygodniach aplikacji po każdym myciu głowy. Ale ale ale i jeszcze jedno ale pominięcie aplikacji przy przynajmniej dwóch pod rząd myciach włosów powoduje powrót ze zdwojoną siłą łojotoku - nie próbowałam jak szybko wraca to do normy bo przyzwyczaiłam się do dobrego działania wody. Jest to okrutne.  Moja skóra głowy bardzo się rozleniwiła przy tym produkcie.

Obietnice producenta:

poprawia ukrwienie skóry - nie wiem nie potrafię tego określić
włosy stają się mocniejsze - jest tak jak było
nabierają blasku, objętości, łupież znika - objętość nie zmieniła się, blask? ładnie się błyszczą jest ok, łupież znika - NIE! mój M. używał tego produktu w tym kierunku i nijak mu pomogło wręcz w jego przypadku spotęgował się problem

Obietnice nie do końca do stwierdzenia - zmierzenia nie da się ich ocenić namacalnie, bądź ja ich nie potrafię zauważyć. 

Przez to, że produkt posiada alkohol - może podrażniać, nie jest to skład dla wrażliwców. Nie jest to produkt dla każdego. Trzeba się również zastanowić nad tym czy mamy ochotę bawić się produktem, który po odstawieniu zabiera swoje właściwości. Ja jak na razie jestem uzależniona, ale mam nadzieję że to moje uzależnienie jest uleczalne i minie wraz z denkowaniem produktu :). 

Jak na razie muszę jej używać po myciu głowy bo:

+ włosy lepiej 'odstawały' od skóry głowy
+ włosy dłużej były świeże
+ bardzo lubię jej zapach
+ ułatwia modelowanie włosów 
+ wyglądają na zdrowsze :) 

Plusy są niezaprzeczalne - jednak wady produktu również są widoczne od razu, trzeba uważać i przemyśleć czy skład, który jest widoczny na opakowaniu jest dla nas. Mi alkohol aplikowany na skórę głowy nie szkodzi, ale ją jak na razie bardzo rozleniwił. Nie mogę powiedzieć jak wszystko jest po zakończeniu użytkowania bo jak wspomniałam wcześniej jestem od niej uzależniona ;). Sądzę jednak, że to kwestia dwóch trzech myć głowy i wszystko jest tak jak wcześniej. 

Podsumowując dla tych, którym alkohol nie straszny i chcą aby użytkowanie wody brzozowej było tak odruchowe jak mycie zębów mogą spróbować :) w innym wypadku omijajcie produkt szerokim łukiem.

pozdrawiam
.biemi

niedziela, 5 maja 2013

Zaklinam opadanie.


A bardziej ćwiczę, próbuję jak się umalować aby to było widać nie tylko jak patrzę w dół ;). Raz wychodzi raz nie :).  Mimo to się nie poddaję i ćwiczę jeżeli czas na to pozdrawia. Przy okazji światło było ok i sobie obcykałam co zmalowałam :) 

Pierwsze skrzypce gra granat ze Sleeka :) cała reszta to już rola inglota i kreska za pomocą Catrice :) 




Udanego tygodnia! :) 
pozdrawiam
.biemi

sobota, 4 maja 2013

Moim okiem - metoda 1:1 na moich rzesach

Blogosfera przeżywa zatrzęsienie recenzji cud specyfików poprawiających kondycję naszych rzęs - ja poszłam na łatwiznę i potraktowałam swoje rzęsy zagęszczaniem metodą 1:1. Czy warto? Tak i nie. Sądzę, że gdyby ktoś próbował mnie od tego odwieść przed zabiegiem to by nie dał rady - nawet dając sensowne argumenty. Po prostu uparłam się i już. Zawsze chciałam spróbować i zobaczyć jak to jest, że wstajesz i masz firanki na oczach :). Początkowy plan był taki, że teraz robię to próbę aby przekonać się czy warto zafundować sobie takie 'cudo' przed wielkim dniem. Jak wyszło? nie do końca tak jakbym tego oczekiwała. Nie sądziłam, że funkcjonowanie z nimi może być aż tak uciążliwe. Dyskomfort był raz większy raz mniejszy ale był. 

A wyglądało to tak

Na drugi dzień po aplikacji: niby wszystko pięknie ładnie, prawe oko lekko uśpione - naturalne rzęsy były przytłoczone sztucznymi. Jest to kwestia indywidualna, jednak nie przewidzimy jak to będzie się u nas sprawdzać. W ciągu dnia jak ich nie czesałam miałam je lekko w polu widzenia co powodowało, że częściej ich dotykałam aby je unieść lekko ku górze.


Dzień trzeci: rzęsy uginają się pod ciężarem, trudno je równo wyczesać aby wyglądały równo. Bardzo nie podobało mi się to, że w zewnętrznym kąciku są mocno opadnięte przez co nie były w jednej linii a naturalnie nie mam takich problemów. Momentami nawet jak jeszcze nic nie straciłam wyglądało to tak, że mam już przerwy a to wszystko przez to, że nie są równe. 



Po ok tygodniu było co raz gorzej, rzęsy się targały niemiłosiernie. Czesanie załatwiało sprawę na chwilę. Przy wewnętrznym kąciku oka widać już ubytek rzęs - jest to miejsce gdzie się je najszybciej traci.


Rzęsy po ponad miesiącu: 


pozostały pojedyncze rzęski - te co zostały przycięłam bo wyglądały śmiesznie przy moich dość mocno przerzedzonych rzęsach. Nie mam zdjęć pomiędzy ponieważ był to czas kiedy nie miałam ochoty na nie patrzeć. Było tak kępka rzęs moich kępka rzęs sztucznych, przez co były nieestetyczne szpary. Miałam moment gdy  jedno oko było 'łysawe' od wewnętrznego kącika a drugie było 'łysawe' w kratkę. 

Zalecane jest aby pierwsze uzupełnienie było po trzech tygodniach od aplikacji - ja na uzupełnienie nie zdecydowałam się. Dlaczego? W sumie nie ma powodów abym miała się na nie zdecydować. 

Technicznie to wygląda tak:

- zabieg trwa ok trzech godzin - ledwo wstałam z leżanki ;) 
- przed 48 godziny unikamy basenu, sauny, nie bierzemy gorącej kąpieli - cel dobre związanie kleju
- rozczesujemy rzęsy a bardziej wyczesujemy je szczoteczką, którą dostajemy po zabiegu (teraz super sprawdza się do brwi;)) 
- nie wolno malować kresek eyelinerem blisko linii rzęs
- demakijaż mega delikatny jedynie płynem micelarnym - unikami mycia oczu czym innym  - poza micelem i wodą
- OCM odpada - oleje mogą rozpuścić klej 
- nie tuszujemy rzęs
- jak nam się obsypie cień i rzęsy się zabielą przemywamy je micelem 

To wszystko było dość uciążliwe, miałam problem z delikatnym demakijażem oczu. Przez pierwszy tydzień wszystko było ok. Później zaczęły się schody, rzęsy lubiły 'zaczepiać' się o płatek co sprawiało dyskomfort. Rzęsy potrafiły się zawijać i drażnić oczy. Miałam momenty kiedy czułam takie jakby ciągnięcie, nie było to ciągłe jednak pojawiało się nagle i niespodziewanie. W momencie kiedy coś wpadało mi do oka bądź oko po prostu mnie swędziało trudno było sobie 'ulżyć'.  Kolejną sprawą jest to, że nie można ich malować, a efekt jaki się otrzymuje po nałożeniu maskary bardzo lubię. Jak dla mnie rzęsy są trochę za cienkie. Nie jest to taki efekt wow, bardziej dzienny. Stwierdzam, że nie jestem stworzona do noszenia 'sztucznizny'. Tydzień jest tak jako tako a później trzeba się męczyć. Rzęsy nie wypadają równomiernie taka ich natura. Nie da się o nich zapomnieć, a częste ich dotykanie im nie służy - częściej dotykasz szybciej wypadają :/

Rzęsy na golasa przed i po zabiegu


Nie trzeba się bardzo przyglądać aby zobaczyć różnicę. Rzęsy są delikatniejsze jest ich mniej, bardziej powyginanie. Jak na razie zgubiły swoją sprężystość. Od ką pozbyłam się ostatniej rzęsy walczę o odżywienie tych co mi zostały. Myślałam, że będzie gorzej jednak teraz jak patrzę na swoje to stwierdzam, że były ok i nie powinnam wydziwiać bo umalowane na prawdę zwykle mnie satysfakcjonują :). 

Gdybym nie spróbowała cały czas by mnie to tego ciągnęło teraz wiem, że więcej razu na ten zabieg się nie skuszę i nikomu nie polecę. Natomiast jeżeli się trafi druga taka jak, do której żadne argumenty nie przemówią niech spróbuje na własnej skórze. Na pewno nie sprawdzą się również u alergików, u których teraz np. zaczyna się pylenie - łzy również nie są sprzymierzeńcem rzęs ;). Dobrze, że ja swój zabieg zafundowałam sobie w lutym bo teraz sądzę, że okazałoby się to jeszcze bardziej uciążliwe niż wtedy. Katar sienny skutecznie by mi utrudniał cieszenie się rzęsami :) 

Cena takiej przyjemności to średnio ok 400 zł - tak prezentują się cenniki w salonach kosmetycznych. Uzupełnianie rzęs co ok 3 tygodnie to koszt ok 100 - 150 zł.  Ja zaopatrzyłam się w kupon o wartości 400 zł za 100 zł więc próba nie była aż nad to kosztowna :). Wizja wyłuskania co 3 tygodnie 100/150 zł nie była zachęcająca dlatego też nie planowałam ich zagęszczać ponownie. :) 

Mam nadzieję, że czujecie się zniechęcone tym zabiegiem - jest on bardzo kosztowny, nie dający pełnego zadowolenia, osłabiający nasze rzęsy. Podsumowując wszystkie cud specyfiki na rzęsy wypadają przy tym mega tanio mimo, że ich działanie jest również przejściowe to jednak są to nasze rzęsy i nie jest to  'rzęsa plus klej na naszej naturalnej'!  Obecnie cieszę się tym co mi zostało ;) nie mam nawet chęci doklejać sobie do nich czegokolwiek, wolę mniej a zdrowiej :) i wygodniej! 

A u Was jak to jest wygoda czy wygląd :)? 

pozdrawiam
.biemi

środa, 1 maja 2013

1. foto skrot - kwiecien

Po raz pierwszy :) tak zaczynam miesiąc wspominając miniony :) 


1. początek nie był zbyt przyjazny
2. Królik nie wygrał z pms :) 
3. ciasteczka owsiane grały pierwsze skrzypce przez cały miesiąc 
4. inspiracje z YT


5. Urodziny mojego M.
6. Urodziny c.d. było pysznie
7. Mam swój serek :)
8. Pierwsza tęcza w trasie


9. z wizytą w stolicy
10. już można się relaksować na powietrzu 

pozdrawiam
.biemi
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...