sobota, 4 maja 2013

Moim okiem - metoda 1:1 na moich rzesach

Blogosfera przeżywa zatrzęsienie recenzji cud specyfików poprawiających kondycję naszych rzęs - ja poszłam na łatwiznę i potraktowałam swoje rzęsy zagęszczaniem metodą 1:1. Czy warto? Tak i nie. Sądzę, że gdyby ktoś próbował mnie od tego odwieść przed zabiegiem to by nie dał rady - nawet dając sensowne argumenty. Po prostu uparłam się i już. Zawsze chciałam spróbować i zobaczyć jak to jest, że wstajesz i masz firanki na oczach :). Początkowy plan był taki, że teraz robię to próbę aby przekonać się czy warto zafundować sobie takie 'cudo' przed wielkim dniem. Jak wyszło? nie do końca tak jakbym tego oczekiwała. Nie sądziłam, że funkcjonowanie z nimi może być aż tak uciążliwe. Dyskomfort był raz większy raz mniejszy ale był. 

A wyglądało to tak

Na drugi dzień po aplikacji: niby wszystko pięknie ładnie, prawe oko lekko uśpione - naturalne rzęsy były przytłoczone sztucznymi. Jest to kwestia indywidualna, jednak nie przewidzimy jak to będzie się u nas sprawdzać. W ciągu dnia jak ich nie czesałam miałam je lekko w polu widzenia co powodowało, że częściej ich dotykałam aby je unieść lekko ku górze.


Dzień trzeci: rzęsy uginają się pod ciężarem, trudno je równo wyczesać aby wyglądały równo. Bardzo nie podobało mi się to, że w zewnętrznym kąciku są mocno opadnięte przez co nie były w jednej linii a naturalnie nie mam takich problemów. Momentami nawet jak jeszcze nic nie straciłam wyglądało to tak, że mam już przerwy a to wszystko przez to, że nie są równe. 



Po ok tygodniu było co raz gorzej, rzęsy się targały niemiłosiernie. Czesanie załatwiało sprawę na chwilę. Przy wewnętrznym kąciku oka widać już ubytek rzęs - jest to miejsce gdzie się je najszybciej traci.


Rzęsy po ponad miesiącu: 


pozostały pojedyncze rzęski - te co zostały przycięłam bo wyglądały śmiesznie przy moich dość mocno przerzedzonych rzęsach. Nie mam zdjęć pomiędzy ponieważ był to czas kiedy nie miałam ochoty na nie patrzeć. Było tak kępka rzęs moich kępka rzęs sztucznych, przez co były nieestetyczne szpary. Miałam moment gdy  jedno oko było 'łysawe' od wewnętrznego kącika a drugie było 'łysawe' w kratkę. 

Zalecane jest aby pierwsze uzupełnienie było po trzech tygodniach od aplikacji - ja na uzupełnienie nie zdecydowałam się. Dlaczego? W sumie nie ma powodów abym miała się na nie zdecydować. 

Technicznie to wygląda tak:

- zabieg trwa ok trzech godzin - ledwo wstałam z leżanki ;) 
- przed 48 godziny unikamy basenu, sauny, nie bierzemy gorącej kąpieli - cel dobre związanie kleju
- rozczesujemy rzęsy a bardziej wyczesujemy je szczoteczką, którą dostajemy po zabiegu (teraz super sprawdza się do brwi;)) 
- nie wolno malować kresek eyelinerem blisko linii rzęs
- demakijaż mega delikatny jedynie płynem micelarnym - unikami mycia oczu czym innym  - poza micelem i wodą
- OCM odpada - oleje mogą rozpuścić klej 
- nie tuszujemy rzęs
- jak nam się obsypie cień i rzęsy się zabielą przemywamy je micelem 

To wszystko było dość uciążliwe, miałam problem z delikatnym demakijażem oczu. Przez pierwszy tydzień wszystko było ok. Później zaczęły się schody, rzęsy lubiły 'zaczepiać' się o płatek co sprawiało dyskomfort. Rzęsy potrafiły się zawijać i drażnić oczy. Miałam momenty kiedy czułam takie jakby ciągnięcie, nie było to ciągłe jednak pojawiało się nagle i niespodziewanie. W momencie kiedy coś wpadało mi do oka bądź oko po prostu mnie swędziało trudno było sobie 'ulżyć'.  Kolejną sprawą jest to, że nie można ich malować, a efekt jaki się otrzymuje po nałożeniu maskary bardzo lubię. Jak dla mnie rzęsy są trochę za cienkie. Nie jest to taki efekt wow, bardziej dzienny. Stwierdzam, że nie jestem stworzona do noszenia 'sztucznizny'. Tydzień jest tak jako tako a później trzeba się męczyć. Rzęsy nie wypadają równomiernie taka ich natura. Nie da się o nich zapomnieć, a częste ich dotykanie im nie służy - częściej dotykasz szybciej wypadają :/

Rzęsy na golasa przed i po zabiegu


Nie trzeba się bardzo przyglądać aby zobaczyć różnicę. Rzęsy są delikatniejsze jest ich mniej, bardziej powyginanie. Jak na razie zgubiły swoją sprężystość. Od ką pozbyłam się ostatniej rzęsy walczę o odżywienie tych co mi zostały. Myślałam, że będzie gorzej jednak teraz jak patrzę na swoje to stwierdzam, że były ok i nie powinnam wydziwiać bo umalowane na prawdę zwykle mnie satysfakcjonują :). 

Gdybym nie spróbowała cały czas by mnie to tego ciągnęło teraz wiem, że więcej razu na ten zabieg się nie skuszę i nikomu nie polecę. Natomiast jeżeli się trafi druga taka jak, do której żadne argumenty nie przemówią niech spróbuje na własnej skórze. Na pewno nie sprawdzą się również u alergików, u których teraz np. zaczyna się pylenie - łzy również nie są sprzymierzeńcem rzęs ;). Dobrze, że ja swój zabieg zafundowałam sobie w lutym bo teraz sądzę, że okazałoby się to jeszcze bardziej uciążliwe niż wtedy. Katar sienny skutecznie by mi utrudniał cieszenie się rzęsami :) 

Cena takiej przyjemności to średnio ok 400 zł - tak prezentują się cenniki w salonach kosmetycznych. Uzupełnianie rzęs co ok 3 tygodnie to koszt ok 100 - 150 zł.  Ja zaopatrzyłam się w kupon o wartości 400 zł za 100 zł więc próba nie była aż nad to kosztowna :). Wizja wyłuskania co 3 tygodnie 100/150 zł nie była zachęcająca dlatego też nie planowałam ich zagęszczać ponownie. :) 

Mam nadzieję, że czujecie się zniechęcone tym zabiegiem - jest on bardzo kosztowny, nie dający pełnego zadowolenia, osłabiający nasze rzęsy. Podsumowując wszystkie cud specyfiki na rzęsy wypadają przy tym mega tanio mimo, że ich działanie jest również przejściowe to jednak są to nasze rzęsy i nie jest to  'rzęsa plus klej na naszej naturalnej'!  Obecnie cieszę się tym co mi zostało ;) nie mam nawet chęci doklejać sobie do nich czegokolwiek, wolę mniej a zdrowiej :) i wygodniej! 

A u Was jak to jest wygoda czy wygląd :)? 

pozdrawiam
.biemi
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...