poniedziałek, 30 grudnia 2013

'Mycie' na sucho z Farmona.

Suche szampony zagościły w mojej łazience na dobre. Przy ciężkich i silnie przetłuszczających się włosach jest to absolutne 'muszę to mieć' :). Mimo, że niezmiennie moim nr jeden wśród suchych szamponów jest marka Batiste to i tak cały czas sięgam po nowe produkty - głównie ze względu na dostępność moich ulubieńców. Próbując nowych mam nadzieję, że będą godnym zastępcom batiste dostępnym 'od ręki' :) - kończy się to z różnym skutkiem ;). 

Tym razem padło na suchy szampon od Farmony z linii Radical. Szampon dostajemy w standardowym opakowaniu 'dezodorant-owym'.



Zakupiony ('meega') okazjonalnie w Super Pharm - de facto wygrzebałam go z całego nie przecenionego asortymentu - ale jak jest promocja na opakowaniu to czemu nie skorzystać ;). 


Co do samego produktu - w butli znajduje się 150 ml dość mokrej mieszanki jak na suchy szampon. 

+ odświeża
+ efekt taki jak na 'świeżo' od użycia utrzymuje się ok 3 - 4 godzin 
+ wygodna aplikacja
+ nie problemu z jego wyczesaniem - przy moich blond włosach wystarczy 'wytrzepanie' go palcami
+ bielenie - jedno z bardziej delikatnych w porównaniu do innych używanych suchych szamponów
+ delikatny dla skóry głowy - nie przesusza
+ cena 
+ brak efektu 'ciasta'
+ dostępność - SP i mniejsze drogerie - trzeba pytać, 

- wydajność - przy jednorazowym użyciu potrzeba sporej ilości produktu aby efekt był zadowalający
- uczucie zimna przy aplikacji
- chwilowe uczucie, że jest mokro (szybko to mija)
- intensywny duszący zapach
- w środku opakowania jest kulka rozbijająca produkt, która przy porannym użytkowaniu robi wiele hałasu ;) 

Szampon nie spełnia moich oczekiwań w 100% - daje odświeżenie, jednak po jego użyciu włosy trzeba spiąć, puszczone same sobie szybko tracą świeży efekt. 

Produkt niezły ale coś za coś. Przez to, że jest dość delikatny i nie przesusza skóry głowy  plus nie podnosi włosów u nasady nie otrzymamy efektu 'WOW'.  

Moim zdaniem lepszy od Isany - nie skreślam go. Sprawdzi się jeżeli mamy 'lekkie' włosy i chcemy zakupić produkt stacjonarnie. Ja jednak pokornie wracam do Batiste ;) i prawdą jest, że jak mi go zabraknie to nie wykluczam ponownego zakupu Radicala. 

pozdrawiam
.biemi 

wtorek, 17 grudnia 2013

Absolutne 'musze to miec' !

Tak jak w tytule - absolutne 'muszę to mieć' i jeżeli ktoś uważa inaczej to albo nie miał tego cuda w rękach albo ma krótkie włosy albo nie wie o jej istnieniu - innego rozwiązania moim zdaniem nie ma. Piszę i myślę o Tangle Teezer. 

Pokrótce co to jest Tangle Teezer: autorski produkt Brytyjczyka Shaun'a Pulfrey'a  - przedstawił on go w programie Dragon's Den gdzie  nie docenili i nie dostrzegli potencjału tego 'kawałka' plastiku. -> szczotka o anatomicznym kształcie z kolcami (wypustkami czeszącymi) o dwóch wysokościach 

Swoją szczotkę zakupiłam ponad trzy lata temu w okresie gdy produkt był ciężko u nas dostępny a jak już się trafił to koszty mocno odstraszały. W tamtym okresie przeżywałam 'fascynację' vlogerkami i chłonęłam wszystko co 'ONE' polecały i marzyłam i miałam ogromne parcie aby 'MIEĆ'. Tak właśnie było w przypadku szczotki TT. Trawiąc uszczuplenie portfela o dziewięćdziesiąt złoty czekałam na produkt trzy tygodnie... Ta nie dość, że drogi wciul to jeszcze czekałam (miałam tego świadomość zamawiając produkt) długo i się ekscytowałam co to będzie. 

Przy pierwszym kontakcie zaskoczyła mnie jej lekkość i pierwsza myśl 'taaa to mi rozczesze włosy' - jednak wzięłam i zaczęłam czesać i czesać i czesać i nie wierzyłam, że to może być taaak przyjemne ;). Sunęła i 'dopieszczała' moje włosy rewelacyjnie. Nie pamiętam czy przy pierwszym użyciu szczotka wylądowała na podłodze - niemniej jednak w późniejszym okresie grawitacja działała na nią niemiłosiernie. Wyślizgiwała mi się z rąk - mimo, że ma fajny anatomiczny kształt to ni jak to mi się chciało trzymać ręki - musiałam się przyzwyczaić. 

Przechodząc ze wstępu w to jak szczota wygląda prezentuję zdjęcia. Przedstawiają one szczotkę TT w obecnym stanie  - nie posiadam zdjęć jak była nówką sztuką nie śmiganą :).

Obecnie są dostępne nowe wersje w różnych kształtach ja mam tą pierwszą. 
W środku mamy potwierdzenie oryginalności produktu dwa na grzbiecie jest podpis samego utora. 


Szczotkę można otworzyć - za pierwszym razem gdy mi się to zdarzyło(a było to niedawno) to się przestraszyłam, że mi się popsuła jednak jednak z blogerek uświadomiła mnie na swoim blogu, że to tak ma być i może to być schowek na np. gumki do włosów. Na tym zdjęciu również widać, że obie części są wykonane z innego plastiku jak była nowa to było to niezauważalne jednak z czasem część 'czesząca' powoli traciła na intensywności koloru. 


Ząbki żyją swoim życiem :)



Na czym polega jej fenomen? Na tym iż niewiarygodnie ułatwia rozczesywanie włosów. Dla mnie czesanie włosów to było średnio przyjemne zajęcie. Zwykle włosy rozczesywałam rzadkim grzebieniem jednak przy tym się one puszyły, elektryzowały i były takie nie tete. Przy TT nie mam problemu z puszeniem się włosów. Jak włosy są mocno poplątane to o wiele łatwiej je rozczesać za pomocą TT niżeli zwykłej szczotki tudzież grzebienia. Wilgotne włosy również nie stanowią problemu - dopiero jak stałam się jej posiadaczką mogłam pozwolić sobie na rozczesywanie włosów podsuszonych w przeszłości większość włosów zostałaby na szczotce. Dzięki niej znacznie mniej włosów tracimy podczas czesania ponieważ nie rozczesujemy ich poprzez szarpanie tylko dokładne rozdzielania pasma po paśmie. Super sprawdza się również w roli masażera głowy ( o wiele lepiej niż te druciaki) nie powoduje podrażnienia skóry głowy. 

Miałam możliwość używać jeszcze dwóch wersji tej szczotki - kompaktowej i 'kwiatuszkowej' dla dziewczynek i niezaprzeczalnie klasyczna wersja jest najwygodniejsza. Przy kompaktowej cudem unikałam ciągłego podnoszenia szczotki z podłogi. 'Kwiatuszkowa' jest taka gadżeciarska - spełnia swoje zadanie jednak głównie wygląda - sprawdzi się jeżeli mamy w domu małą księżniczkę:) . 

Moja szczotka jest już po przejściach w niektórych miejscach już się nie domyka. Wiele razy wylądowała na podłodze. Na pewno nie obchodziłam się z nią jak z jajkiem po prostu używałam jej jak każdej innej szczotki. Myślę, że głównie z mojego niedbalstwa są na niej powyginane ząbki - jednak mimo to szczotka nadal działa rewelacyjnie. Ząbki są dość miękkie dlatego też nie trudno o ich uszkodzenie. Najlepsza pozycja dla szczotki to kładzenie jej na grzbiecie tak aby ząbki zawsze były swobodne i nie miały żadnego nacisku. U mnie szczotka ma swoje miejsce w 'kieszeni' dzianinowej półki na ścianie i zazwyczaj jest w nią wrzucona pionowo. 

Obecnie z chęcią zaopatrzyłabym się w nową również klasyczną wersję - wtedy stara znalazłaby swoje miejsce w samochodzie lub w pracy :) i porzuciłabym 'klasyczne' szczoty. 

Mimo, że na rynku pojawiły się już tańsze odpowiedniki TT spełniające swoje zadanie to ja i tak cały czas jestem bardziej za Tangle Teezer głównie ze względu na powierzchnię czeszącą, która tu w klasycznej wersji jest szeroka.  Mój fryzjer korzysta z Dtanglera i przez to też mam wrażenie, że jednak TT jest naj :). 

Produkt do zakupienia 'w sieci' i stacjonarnie w sklepach typu 'zaopatrzenie dla fryzjerów'. 
Cena już jest teraz bardziej do przełknięcia i waha się od ok 35 do 55 zł. Moim zdaniem super pomysł prezent. Więc jeżeli szkoda Wam samym sobie ją sprawić to warto szepnąć przy urodzinach lub innych okazjach swojemu darczyńcy, że istnieje takie coś :).  Bo teraz to już ciut za późno na list do Mikołaja :) 

pozdrawia
.biemi

sobota, 7 grudnia 2013

6. foto skrot - listopad

Listopad minął szybko dość przyjemnie i w miarę ciepło :). 

Jest już grudzień, który nas nie oszczędza dlatego też jeszcze bardziej doceniam aurę listopadową :). 


1 i 4 - te kolory zostały odkopane i zdominowały miniony miesiąc :)
2. jeden z ulubionych 'ulepszaczy' fryzur - dzięki niemu mój kucyk jest taaaki duży
3. już za chwilę trzeba będzie się przestawić na nowe datowanie :)


1. Złodziej listopadowego wolnego czasu
2. lubię to! 330ml i w drogę 
3. Listopad minął pod znakiem częstego 'goszczenia się'
4. Męczę ją już baaardzo długo i zmęczyć nie mogę


1. Przepiśnik mam i ja - jest już uzupełniony w moje ulubione przepisy
2. trochę się jeździło
3. zFIRMOOwana .biemi
4. w samochodzie muzyka obowiązkowa. 



1,2,3,4 - długie wieczory trzeba sobie jakoś umilać :) 

pozdrawiam
.biemi

sobota, 30 listopada 2013

zFIRMOOwali mnie :)

To już chyba rok jak Firmoo 'podbija' i próbuje opanować dużą część blogosfery. Początkowo Antonio zalewał nasze skrzynki mailowe współpracą - bardzo długo zwlekałam z podjęciem decyzji jak się w końcu zdecydowałam to nie spełniłam jego 'wymagań'. Odpuściłam - receptę odłożyłam na bok aż do dnia :D jak napisała do mnie Tina. Z nią już tak długo nie zwlekałam od razu podjęłam 'wyzwanie'. 

Przeglądałam, 'przymierzałam' wirtualnie wiele ich par. Od początku chciałam plastikowe pełne oprawki. Metodą prób i błędów padło na TEN MODEL



Boki nadają bardziej ciekawego wyglądu poprzez biało czarno szarą maziajkę :) 


Okulary dostajemy w sztywnym czarnym futerale z miękką ściereczką do czyszczenia szkieł. Dodatkowo dorzucają nam jeszcze miękki futerał i mini mini wkrętak gwiazdkowy jakby się coś nam odkręciło. 




Z okularów jestem bardzo zadowolona, są wygodne. Dobrze leżą na nosie, nie zsuwają się - na pewno dużym udogodnieniem w wyborze okularów via internet było zmierzenie moich stary oprawek aby dokładnie wiedzieć jakie szerokości i długości są dla mnie idealne. Niemniej jednak wirtualny pomocnik również daje radę :)

Na okulary od dnia zamówienia czekałam niespełna tydzień. Elegancko dostarczone do celu mogły cieszyć me oko. 

Jeżeli jeszcze ktoś ma ochotą nawiązać z FIRMOO współpracę to proszę tu klikamy i zapoznajemy się z czym to się je :) 

O i na tym teoretycznie powinien zakończyć się mój post. Chyba jestem jedną z niewielu jak nie jedyną osobą, która napisze, że z FIRMOO nie zawsze jest kolorowo ;). 

Mimo, że na propozycję ich przedstawicielki przystałam od razu to do całkowitej satysfakcji i finalizacja zamówienia potrzebowałam ponad miesiąca. Nie świadczy to o braku profesjonalizmy ze strony Tiny wręcz przeciwnie. Dzielnie cały czas prowadziła ze mną korespondencję mailową.  

Zaczęło się tak - wybrałam oprawki - złożyłam zamówienie - nie cały tydzień mamy okulary. Podekscytowana rozdzieram kopertę z zawartością - widzę oprawki które sobie wybrała czym prędzej wkładam je na nos ii ZONK - widzę jakbym nie widziała. Obraz lekko rozmyty - uścisk w głowie i myśl 'ale o co chodzi'. Sprawdzam co zamówiłam z receptą - zgadza się. Sprawdzam potwierdzenie, które mi wysłali razem z okularami zgadza się. Piszę do Tiny z opisem sytuacji sugerując, że coś jest nie tak i koniecznie muszę wybrać się do optyka. 

Miły pan sprawdza o co chodzi i mierząc i oglądając to wszystko wzdłuż i w szerz - błędnie wykonany rozstaw źrenic. Na nowo opisuję Tinie co i jak na co ku memu zaskoczeniu uzyskuję odpowiedź, że na nowo zrobią mi okulary (spodziewałam się, że mnie oleją i stwierdzą, że ściemniam)- tych co mam nie muszę odsyłać i tylko cierpliwie czekać na nową przesyłkę. 

Mogłabym ten fakt pominąć. Uważam jednak, że to jest kolejny dowód na to, że podchodzą do sprawy poważnie mimo, że jest to za darmo i zapewne w sytuacji gdybyśmy normalnie u nich zakupili okulary to też proces reklamacji przeszedłby tak samo!

Dzięki temu ponownie wybrałam się już z prawidłową parą do optyka aby sprawdzić tak dla pewności czy wszystko jest ok - optyk to potwierdził. Dwa - mimo informacji na stronie przy zamówieniu, że za antyrefleks musimy dopłacić (ja z tego nie skorzystałam) jeżeli chcemy go mieć to optyk powiedział, że te okulary mają już na sobie powłokę antyrefleksyjną więc nie ma potrzeby ponoszenia dodatkowych kosztów! Przy okazji była to lekcja dla tego Pana, że okulary można zamawiać przez internet :) był w szoku, że to jest możliwe.

Ot i to cała historia prawie jak w bajce - słodki początek, pewne zawirowania po środku i HAPPY END.

Polecam głównie osobom nie blogującym ponieważ i dla Was jest możliwość skorzystania z dobrej oferty - pierwsza para okularów jest za darmo jedyne za co musimy zapłacić to przesyłka - czyli ok 80zł. 

pozdrawiam
zFIRMOOwana
.biemi

piątek, 29 listopada 2013

1001 pasji rozdaje :)

1001 pasji rozpieszcza nas przedświątecznie.

Jest jeszcze możliwość zgłosić się w jej rozdaniu i powalczyć o zacne nagrody. Wszelkie szczegóły znajdziecie TU .



Rozdanie kończy się już jutro tj. 30.11.2013.

polecam :) 
pozdrawiam
.biemi

czwartek, 28 listopada 2013

Tak tak i ja o tym samym

Czyli o -40% w Rossmannie. Jeżeli jeszcze nie skorzystałyście to dziś jest ostatni dzień aby 'zaszaleć' i odświeżyć swoje zapasy. 

Plany miałam wielkie a jak w rezultacie stanęłam przed szafami z kosmetykami to podeszłam do sprawy niezmiernie rozsądnie. 

Moje perełki można rzec, że upolowane. 



Do koszyka wpadły:
- dwa topy z Lovely  nr 4 i 6, 
- bibułki z Wibo (mimo niezadowolenia z nich w szerszych kręgach mi wystarczają :))
- nieśmiertelna mascara MaxFactor 2000 calirie i Dolls Flash z Wibo
- korektor true much z L'oreal nr 02 - to już moje drugie opakowanie i jak na razie jest niezawodny

Na koniec największa moja zachciewajka czyli piaski z Wibo - po zwiedzeniu 5 rossmanów dopiero w ostatnim było miejsce w szafie na nie i tylko dostępne te dwa kolory 2 i 1. Okazało się, że w moim mieście tylko jeszcze w jednym rossie są te piaski i szafa również pusta :(. Dlatego jak na razie muszę obejść się smakiem i poczekać grzecznie na numerek 3 i 4 z wersji glamour. 

A jak Wam udały się łowy? 

pozdrawiam
.biemi

środa, 27 listopada 2013

O krok od natury..

Po pięknym lecie pozostały nam tylko wspomnienia, zdjęcia i produkty z pewnych niezapomnianych spotkań czyt. Wakacyjne Igraszki Kosmetyczne :). Tego lata pierwszy raz ktoś zaglądał między moje włosy aby sprawdzić co w trawie piszczy. Panie z Organics Beauty każdej z uczestniczek spotkania poświęcały swoja uwagę i odpowiadały na nasze pytania. Badanie potwierdziło to co wiedziałam z samodzielnej obserwacji i potwierdziło, że moja pielęgnacja jest właściwa. Następstwem badania był dobór odpowiedniego szamponu  z firmy O'right w moim przypadku padło na "Camellia Oil Control" 

Producent dumnie na etykiecie zaznacza, że w zawartości butelki znajdziemy 97,7% naturalnych składników. Otrzymując produkt Panie z Organics Beauty zaznaczyły abym używała tylko tego szamponu przez minimum jeden miesiąc i koniecznie nie używała w między czasie czegoś innego. Praktyka? Od czterech miesięcy używam produktu nie przerwanie - czy jest różnica? o tym niżej. 

Technicznie produkt otrzymujemy zamknięty w prostej zgrabnej białej 400 mililitrowej butelce. W tym przypadku mniej znaczy więcej. 



skład: 

Aqua, Sodium Laurayl Methyl Isethionate, *Sodium Cocoamphoacetate, *Lauryl Glucoside, *Sodium Cocayl Glutamate, *Sodium Lauryl Glucose Carboxylate, *Cocamidopropyl Betaine, *Decyl Glucoside, Fragrance, Niacinamide, Yeast Extract, Aesculus Hippocastanum (Horse Chestnut) Seed Extract, Ammonium Glycyrrhizate, Panthenol, Zinc   Gluconate, Caffeine, Biotin, Polyglyceryl-3 Caprate, Glycosyl Trehalose, Hydrogenated Starch Hydrolysate, Polyquaternium-10, Climbazole, Methylisothiazolinone, Iodopropynyl Butylcarbamate, Citric Acid

*Certyfikowane składniki organiczne

Produkt jest bardzo wydajny zawdzięcza to swojej bardzo treściwej zawartości. Niewielka ilość pozwala na dokładne pokrycie i umycie całych włosów. Początkowo szampon miał odwrotny skutek od zalecanego. Używając go przy jednym myciu dwa razy powodował u mnie obciążenie ponieważ przy podwójnej ilości miałam trudność z dokładnym jego zmyciem. Gdy zaczęłam myć włosy tylko tak: raz szampon później tylko odżywka problem obciążenia znikł i mogłam cieszyć się świeżymy i czystymi włosami. 

Moje włosy są oporne na wszelkiego rodzaju szampony 'przedłużające świeżość' w tym przypadku nie mogło być inaczej. Szampon mimo regularnego stosowania nie umożliwił mi mycia głowy co dwa dni. Niezmiennie codzienne mycie głowy jest u mnie obowiązkowe.

+ wydajny
+ przyjemny zapach
+ przyjazny skład
+ wygodna aplikacja
+ bardzo gęsty - nie przelatuje przez palce
+ nie podrażnia
+ nie wysusza skóry głowy
+ nie ma problemu poplątanych włosów
+ pozytywny wpływ na włosy - są lśniące i takie zdrowsze
+ dobrze się pieni

-/+ trzeba się jego nauczyć jak go używać
-/+ mimo obietnic nie zmniejszył wydzielania sebum

- cena dość zaporowa - ok 80 zł za 400 ml.
- dostępność

Jestem wdzięczna, że miałam możliwość przetestować ten produkt. Ponieważ nie wiem czy normalnie sięgnęłabym po niego :). 
Nie polecam i nie odradzam. Szampon przypadł mi do gustu. Sądzę, że tak odpowiednio go docenię dopiero jak go skończę :). Sądzę, że jeżeli miałabym możliwość zakupić go np. ze zniżką 50% to bym się skusiła w tym przypadku będę musiała sobie go odpuścić. 

pozdrawiam
.biemi

poniedziałek, 25 listopada 2013

Kocie spojrzenie :)

Oko na 'Maroko' jak się patrzy. 

Makijaż podejrzany TU. Podpatrując jak autorka robi cuda na swoim oku stwierdziłam, że sama spróbuję swoich sił. Takie wyjście poza utarty schemat grzecznej kreski. 

Nie jest to propozycja na co dzień, ale na zbliżające się andrzejki idealna :)



Na powiekach króluje paleta Sleek Storm i czarny eyeliner z maybelline. 

Dla mnie efektowny i wbrew pozorom dość łatwy makijaż, który daje nam bardziej zadziorny wygląd. 

pozdrawiam
.biemi

środa, 20 listopada 2013

Pazur z niebieska moca

Jak na paznokciach jest kolor to jest i moc. Jest ładniej, czyściej, bardziej na TAK! Niedawno zaopatrzyłam się wg mnie w idealną niebieskość. Taką iście smerfną. Przy obecnej aurze za oknem daje pozytywny zastrzyk energii przy okazji robiąc z moich paznokci 'schludniaki' :).  Nie ukrywam, że jesienią nie zawsze sięgam tylko po ciemne lakiery. Czasem lepiej 'zaszaleć' aby całkowicie nie dać się szarudze. 

W jednej z drogerii internetowych swego czasu była interesująca promocja - lakiery essie za 10zł. Wybór nie powalający jednak chciałam koniecznie coś wybrać i padło na pięknie niebieski kolor o nazwie Butler please (zawsze się zastanawiam co autor ma na myśli) . 




Lakier sprawuje się rewelacyjnie. Idealnie szeroki pędzelek ułatwiający aplikację lakieru o przyjemnej kremowej konsystencji. Schnie bardzo przyzwoicie - nie miałam wrażenia nieskończoności. Na paznokciach przeżył w przyzwoitym stanie trzy dni (dla mnie to wow). Kolor dla mnie idealny przy różowych lakierach niebieskie goszczą u mnie najczęściej :). Poszukuję jeszcze idealnego granatu i wtedy chyba będę z niebieskimi odcieniami zaspokojona na długo :). Nie należę do freaków essiakowych jednak jeżeli mam okazję kupić 'okazyjnie' to nie odpuszczam i ulegam pokusie zakupując przynajmniej jedną sztukę. Dlatego też nie dość, że kolor niezmiernie mi się podoba to jeszcze zakupiony za grosze :) .

pozdrawiam
.biemi

wtorek, 19 listopada 2013

SPEŁNIJ Z ANGEL MARZENIA NA ŚWIĘTA

Kobiety na blogach szaleją z obdarowywaniem swoich czytelniczek. Jak nie brałam udziału w rozdaniach tak teraz nie da się przejść obok nich obojętnie :). 

Tak o to ANGEL zaprasza na spełnianie świątecznych marzeń 
Dokładne informacje o tym co gdzie i jak znajdziecie TU


Zapraszam do zabawy w spełnianie swoich marzeń 

pozdrawiam
.biemi

niedziela, 17 listopada 2013

Urban rozdaje ...

i to same dobroci. 

Z okazji jubileuszy swojego bloga Urban organizuje dla swoich czytelniczek meega rozdanie :). 

Szczegółowe informacje co i jak znajdziecie TU.



Życzę sobie i Wam powodzenia :). 

pozdrawiam
.biemi

piątek, 15 listopada 2013

Jesienne zzielenienie ...

Uhuhu dawno i to baardzo dawno nie było u mnie żadnego lakieru do paznokci. Ostatnio na nowo powróciłam do intensywnych kolorów. Jak na razie nie przybywa nic nowego (zbieram siły na -40%) i korzystam z zasobów, które posiadam i o dziwo czasem takie odkopane zapomniane lakiery jeszcze bardziej cieszą niż te nowe :D (teraz np. oko me cieszy TEN lakier, który już był zapomniany). Z tym osobnikiem było tak: dostałam - obejrzałam i stwierdziłam ee zielony nie dziękuję i poleciał na dno ale doczekał się premiery tej jesieni i przepadłam :). Jestem zdziwiona, że tak długo kazałam mu na siebie czekać jednak lepiej późno niż wcale :).  

Z wielką przyjemnością pokazuję dziś lakier od Astor o nr 2221 i wdzięcznej nazwie Mint Candy (candy rozumiem ale gdzie tu mint?)
W buteleczce kryje się dość ciemna i głęboka butelkowa zieleń ze sporą ilością niebieskich tonów, które ujawniają się przy błysku flesha. Lakier ujął mnie kolorem i ilościom mini drobinek, które w bardzo ładny sposób komponują się z całym kolorem. 

Zdjęcie z fleshem odsłania jego gorsze oblicze - prześwity. Unikniemy ich nakładając trzy warstwy jednak w normalnym świetle nie jest to zauważalne. 





Trwałość lakieru zadowalająca po trzech dniach widać początki startych końcówek (zdjęcia są z tego też dnia). Jest to chyba pierwszy zielony lakier, który bardzo przyzwoicie się zmywa - nie brudzi skórek. Aplikacja lakieru jest rewelacyjna lekko sunie po płytce a pędzelek jest w sam raz nie za mały ani za duży ;). Ja go aplikuję podwójnie - gdyby nie zdjęcia to nie zwróciłabym uwagi na jego prześwity. Schnie przyzwoicie szybko :). 

Z kolorem i formułą bardzo się polubiłam z chęcią ponownie sięgnę po inne kolory z linii Fashion Studio i przekonam się jak to jest z innymi lakierami :).  

pozdrawiam
.biemi

środa, 13 listopada 2013

Baza pod makijaz vol.2

Przy makijażu na mur beton po za dobrym fixerem potrzebujemy odpowiedni grunt. Im lepszy będzie początek tym dłużej będziemy się cieszyć stworzonym makijażem. Moje dotychczasowe doświadczenia z bazami były zwykle podobne - kończyły się totalnym zapchaniem. Musiałam z wielką ostrożnością dozować sobie tego typu produktu o tym jak to bywało można przeczytać TU

Doczekałam się jednak momentu kiedy mogę stwierdzić tak to jest to. Moje 'cudo' to rozświetlająca baza od Lumene.

Technicznie produkt zamknięty w miękkiej 25 mililitrowej tubce. Co jest na plus tej bazy to fakt, że jest ważny przez 36 mc od otwarcia - mamy sporo czasu aby cieszyć się produktem za nie całe 40 zł. 





Dlaczego baza jest tak ach ech i och? Otóż nie zapchała mnie. Używałam jej dużo i często. Wypadały dni pod rząd, bywały 'razy' kiedy cera nie była w najlepszym stanie baza nie pogorszyła jej stanu. Zdecydowanie wpływa na przedłużenie trwałości podkładu i tego co później nałożymy na wierzch. W połączeniu z fixerem makijaż na mur beton ;) bez niego makijaż wytrzymuje cały dzień bez 'schodzenia' makijażu z twarzy. Fakt, że baza jest rozświetlająca nie wpływa negatywnie na świecenie się problematycznych stref. Bajer rozświetlenia jest dodatkiem. Baza ułatwia nam aplikowanie podkładu nie mamy tu uczucia śliskości jak przy mocno silikonowych bazach.  Twarz jest pokryta jakby tłusto-szorstkim kremem trudno to opisać. Krótko o produkcie nad, którym nie potrzeba się rozwodzić.

Ma w sobie najważniejsze trzy cechy:

! ułatwia nakładanie podkładu
! nie pogarsza stanu cery
! przedłuża trwałość makijażu

Spróbowałam jej i się zachwyciłam. Czuję, że zostanie ze mną na dłużej. Nie mam ochoty po raz enty narażać się na spustoszenie tego co mam wypracowane na twarzy. Produkt najłatwiej otrzymać na allegro :). 

Polecam i jestem ciekawa czego Wy używacie pod makijaż po za kremem pielęgnacyjnym. 


pozdrawiam
.biemi

piątek, 8 listopada 2013

TAG: Historia moich wlosow ...


Piękność dnia puściła w świat TAG, który z zaciekawieniem przeglądam na innych  blogach. Sama pokusiłam się o przedstawienie jak to u mnie kiedyś było a jak jest teraz... 

Ze względu na to, że głowę mamy tylko jedną a pomysłów wiele niektóre moje 'fryzury' długo nie gościły i ustępowały co rusz to nowych zachciankom co kończyło się z różnym skutkiem. Nigdy nie lubiłam swojego naturalnego tzw. mysiego blondu najlepiej zawsze czułam się w jasnym blondzie, ale mimo upodobań to wszystko wyglądało tak: 

Przyszedł czas dojrzewania, hormony mocno buzowały i zaczął się problem z przetłuszczającymi się włosami. Na 'ratunek' przyszła pani fryzjer, która zafundowała mi trwałą. Takowy zabieg 'ulepszał' moje włosy chyba czterokrotnie przez ok 2 lata...  Po trwałej należało jakoś wyrównać kolor włosów. Poszłam w stronę ciemnych brązów plus 'new image' a'la Edyta Bartosiewicz z okresu piosenki 'Trudno tak' ;). Po nie pełnym roku byłam znudzona i chciałam zmian - po wizycie we Włoszech wymyśliłam sobie fryzurę krótko z przodu długo z tyłu. Fryzjer nie chciał mi tego zrobić twierdząc, że będzie źle.. Ja się uparłam i za drugim podejściem zrobił to co chciałam .. wyszło ciemne krótkie coś.. Po tym niepowodzeniu na własne życzenie zaczęłam zapuszczać i robić różne dziwne balejaże włosy cały czas były bardzo mocno pocieniowane... Co półtora miesiąca lądowałam u fryzjera na zrobienie odrostu.. 


Mam włosy ciężkie, średniej grubości ale w niewielkiej ilości na głowie. Jak poszłam na studia to wizyty co 1,5 miesiąca w salonie fryzjerskim mi się nie uśmiechały. Przerzuciłam się na samodzielne zabiegi. Na zmianę włosy były ciemne lub jasne, jak jasne to w różnych odcieniach to wychodziło - było szarawo, niebieskawo czasem rudawo. Grzywka raz była raz jej nie było.  Później zamarzyłam sobie rudość - ughh ;) czułam się w niej fatalnie na szczęście kolor zszedł po dwóch tygodniach i na nowo zaczęłam chcieć mieć blond. Niestety włosy nie dały rady, zaczęły się sypać i kruszyć. Jeszcze w bardzo jasnym blondzie ścięłam je dość mocno i zaczęłam walkę o 'idealnie' zdrowe włosy.


Włosy na nowo przyciemniłam i przestałam farbować. Nawet przez ok 1,5 roku miałam manię mierzenie odrostu i liczenia jak dużo potrzebuję aby mieć full naturę mimo, że nie jestem jej fanką, ale wtedy moim motorem była walka o zdrowe i błyszczące włosy. Oczywiście radykalne cięcie nie wchodziło w grę i już cały czas trzymałam się długich włosów - jedynie z grzywką trochę kombinowałam i coś urozmaicałam i w między czasie 'trafiły' mi się oświadczyny mojego M. i wiedziałam, że droga ku naturze się skończyła i powracam do blondu. Najpierw pasemka a później już kolor po całości i tak do dziś. Najlepiej czuję się w jasnych włosach, ale nie typowym barbie blondzie tylko takim lekko ciepłym sprawiającym wrażenie naturalnego. 


Obecnie włosy mam za łopatki. Zrezygnowałam z mocnego cieniowania włosów, brak grzywki ułatwia codzienne upinanie włosów - rozpuszczone włosy są u mnie rzadkością. 

Podsumowując po wielu latach wymyślania i cudowania jest teraz u mnie bardzo nudno i zdrowo. Nie mam problemów z włosami - Fakt mam  na ich punkcie fioła i dbam o  nie najlepiej jak potrafię zewnętrznie i wewnętrznie i jest mi teraz z tym dobrze. 

Ot i cała historia. 

Zachęcam do zrobienia tego TAGu :) 

Jak jest u Was? podlinkujcie z chęcią zobaczę jak to jest u innych kobiet. 

pozdrawiam
.biemi

środa, 6 listopada 2013

Makijaz na mur beton !

Jest sobota ok godziny 16 przed nami spotkanie/impreza, które nie skończą się przed północą. Będą błyski fleszy, nieznośny pan z kamerą, który 'przyłapie' nas pod koniec zabawy. Lub po prostu mamy środek lata i musimy cały dzień wyglądać bez zarzutu w pełnym makijażu nie martwiąc się o to, że coś spłynie.

Zestaw niezbędny (makijażowy):

Baza pod podkład - jest!
podkład - jest!
puder - jest!
brązer/róż - jest!

iii i potrzebujemy jeszcze tzw. kropkę nad 'i' czyli coś co to wszystko ładnie ze sobą połączy i porządnie utrwali. Tu z pomocą przyjdzie nam fixer. Na całe szczęście te produkty robią się co raz bardziej popularne i ogólnodostępne w co raz to niższych cenach. Cieszy mnie to niezmiernie ponieważ nie używam tego typu produktów na co dzień. 

Zakup preparatu za ponad 100zł i używanie od wielkiego dzwony dodatkowo nie będąc w stanie zużyć przed końcem terminu ważności jest najzwyczajniejszy marnotrawstwem. Tak też stało się z pierwszym produktem tego typu z sephory - był super (cena ok 30zł w promo) niestety już nie dostępny - przy zużyciu połowy opakowania wylądował w koszu. 

Po tej stracie na nowo potrzebowałam aby mieć w swoim posiadaniu 'jakiś' fixer. W lipcu jak zaczęłam poszukiwania to nic stacjonarnie nie było dostępne - poprosiłam Was o radę i summa summarum padło na fikser od Kryolan. Produkt zakupiłam na allegro za 150 ml zapłaciłam ok 50zł.


Dozownik typowy dla dezodorantów

skład:

Alcohol Denat., Butane, Propane, Acrylates/t-Butylacrylamide Copolymer, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Benzophenone-3, Butyl Methoxydibenzoylmethane.



Jak wspomniałam powyżej wcześniej w domowym zaciszu używałam fixera z sephory i się z nim bardzo lubiłam - forma, konsystencja i aplikacja były super. Tu spotkałam się z czymś innym z czymś z czym spotkałam się u kosmetyczki przy wykonywanym makijażu (gdzie de facto miałam przyjemność tylko raz w życiu oddawać się w ręce makijażowe komuś innemu) czyli w mocnym śmierdzącym strumieniem. Jest to najmniej przyjemna część makijażu przy używaniu tego produktu. Zapach jest trudny do opisania - mocno chemiczny i taki duszący nieprzyjemny - nie jest to tylko moje zdanie. Strumień jest dość intensywny mimo 20/30 cm odległości - sądzę że jest to spowodowane dozownikiem i jest to chyba główny winowajca mojego niezadowolenia nad produktem - wiem już, że preferuję produkty o mniej aerozolowej formie :) lepsza jest bardziej mokra mgiełka :).   

Zaczęłam od ciemnej strony produktu ponieważ uważam, że ta kwestia jest dość istotna i mogąca zaważyć na podjęciu decyzji o zakupie.
Niemniej jednak fikser sprawdza się rewelacyjnie. Dobrze łączy poszczególne warstwy makijażu ze sobą dając odpowiednie wykończenie. Makijaż z taką kropką nad 'i' daje nam możliwość hasania do woli bez stresu, że coś nam zniknie bądź spłynie. Połysk na mojej skórze w problematycznej sferze 'T' pojawia się średnio po 11 godzinach. Uważam to za bardzo dobry wynik ponieważ za delikatnym 'świeceniem się' nie można przyczepić się do np. starcia się podkładu, brązera czy też różu - wszystko jest na swoim miejscu. Nie mogłabym wspomnieć o kwestii powiek, baza plus cienie jest super trwałość jak dodamy do tego fikser to makijaż jest wręcz nie do zdarcia - w moim przypadku łzy nie spowodowały naruszenia struktury cieni na powiece :) a użyłam tego fixera w dniu swojego ślubu. 

Fixer przy aplikacji na 10 różnych twarzy zaliczył jedną wpadkę - u mojej siostry gdzie zaaplikowany spowodował uczucie lepkości, które nie ustąpiło aż do zmycia całego makijażu z twarzy. Siostra zrażona efektem nie pozwoliła na ponowne zaaplikowanie produktu przy innej okazji celem sprawdzenia czy np. z innym podkładem zadziała inaczej. Fixer z sephory ani razu mnie nie zawiódł.. 

po ok 15 aplikacjach cały czas jest co używać sądzę, że nie będzie to drugie tyle ale myślę, że na ok 5 razy jeszcze starczy. - wynik całkiem niezły :) 

Produkt nie spowodował pogorszenia się stanu mojej skóry jednak uważam, że nie jest to produkt na co dzień ze względu na swoje silne działanie. Od wielkiego dzwonu jak najbardziej należy po takie cudaki sięgać :). 

Czy zakupię ponownie? Mimo mojego zadowolenia raczej nie - pojawiają się nowe fixery, których jestem ciekawa zwłaszcza, że są w bardziej atrakcyjnych cenach :). 


Czy Wy wiecie, że już za miesiąc mamy Mikołajki? Chyba najwyższy czas pomyśleć o prezentach ;) 

pozdrawiam
.biemi

wtorek, 5 listopada 2013

Marti rozdaje :)

Pięknie pachnące i wyglądające rozdanie u Marti z http://www.beautyness.pl

Jak się nie próbuje to się nie wygrywa :) 



Pyszności do zdobycia: 

Soap & Glory Hand Food (50 ml)
Soap & Glory The Righteous Butter body lotion (50 ml)
Soap & Glory The Righteous Butter (50 ml)
Soap & Glory The Scrub of Your Life (50 ml)
Soap & Glory Clean on Me (75 ml) 
Soap & Glory myjka do ciała
Clinique High Impact mascara (wersja mini)
Lancome pomadka 'L'Absolu Rouge 132' (wersja mini)
Deborah Lippmann lakier do paznokci 'Nefertiti'
Illamasqua sztuczne rzęsy 002


Rozdanie trwa do 20 listopada.  

a znajdziecie je Tu klik TU 
Polecam ! 
pozdrawiam
.biemi
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...