Uhuhu dawno i to baardzo dawno nie było u mnie żadnego lakieru do paznokci. Ostatnio na nowo powróciłam do intensywnych kolorów. Jak na razie nie przybywa nic nowego (zbieram siły na -40%) i korzystam z zasobów, które posiadam i o dziwo czasem takie odkopane zapomniane lakiery jeszcze bardziej cieszą niż te nowe :D (teraz np. oko me cieszy TEN lakier, który już był zapomniany). Z tym osobnikiem było tak: dostałam - obejrzałam i stwierdziłam ee zielony nie dziękuję i poleciał na dno ale doczekał się premiery tej jesieni i przepadłam :). Jestem zdziwiona, że tak długo kazałam mu na siebie czekać jednak lepiej późno niż wcale :).
Z wielką przyjemnością pokazuję dziś lakier od Astor o nr 2221 i wdzięcznej nazwie Mint Candy (candy rozumiem ale gdzie tu mint?) .
W buteleczce kryje się dość ciemna i głęboka butelkowa zieleń ze sporą ilością niebieskich tonów, które ujawniają się przy błysku flesha. Lakier ujął mnie kolorem i ilościom mini drobinek, które w bardzo ładny sposób komponują się z całym kolorem.
Zdjęcie z fleshem odsłania jego gorsze oblicze - prześwity. Unikniemy ich nakładając trzy warstwy jednak w normalnym świetle nie jest to zauważalne.
Trwałość lakieru zadowalająca po trzech dniach widać początki startych końcówek (zdjęcia są z tego też dnia). Jest to chyba pierwszy zielony lakier, który bardzo przyzwoicie się zmywa - nie brudzi skórek. Aplikacja lakieru jest rewelacyjna lekko sunie po płytce a pędzelek jest w sam raz nie za mały ani za duży ;). Ja go aplikuję podwójnie - gdyby nie zdjęcia to nie zwróciłabym uwagi na jego prześwity. Schnie przyzwoicie szybko :).
Z kolorem i formułą bardzo się polubiłam z chęcią ponownie sięgnę po inne kolory z linii Fashion Studio i przekonam się jak to jest z innymi lakierami :).
pozdrawiam
.biemi