piątek, 31 stycznia 2014

Tusz to mus - Tusz musi byc ...

Bez tuszu ani rusz. Produkt bez, którego na prawdę ciężko się obejść. Można zrezygnować z cieni, z kreski ale z tuszu:? Bardzo ciężko. Mimo, że posiadam w tej kategorii swojego ulubieńca, o którym w styczniu pisałam tu klik to i tak kupuję inne nowe/polecane/ciekawe tusze Zwykle moje przygody z tymi nowymi cudownymi tuszami kończą się podobnie - potulnie wracam po sprawdzonego pewniaka od Max Factor :). Sprzymierzeńcem w próbowaniu co rusz nowych produktów są promocje typu -40% w Rossmannie - zwykle w ten sposób zaopatruję się w produkty polecane i zachwalane przez innych co do, których mam pewne obiekcje, że u mnie może być inaczej. Nie inaczej było przy okazji tuszu, o którym aż wrzało - kupiłam w promocji aby później mniej bolało rozczarowanie ;). 

Produkt: maskara od Lovely Pump Up - producent obiecuje podkręcenie i uniesienie rzęs
Kolory: czarny
Pojemność: 8ml
Cena: 9 zł w promo zawrotne 5 coś :) 
Dostępność: Rossmann






Kupiłam, spróbowałam i już mnie nie będzie kusić. Mimo mojego uwielbienia do klasycznych szczoteczek ta okazała się być całkiem przyzwoitą. Kupując tusz obawiałam się, że szczoteczka będzie najsłabszym ogniwem produktu - myliłam się. Jak dla mnie nie zadowalający jest sam tusz i to jak się zachowuje. 

+ cena
+ dostępność
+ dobra szczoteczka
+ długo zachowuje pierwotną konsystencję

- czerń jak nie czerń - delikatna jasna
- nie podkręca a prostuje
- nie podnosi a obciąża
- rzęsy po jego aplikacji są sztywne i druciane
- potrafi się obsypywać/kruszyć
- bardzo trudno jest stopniować efekt
- ekspresowo zasycha na rzęsach
- w ciągu dnia część jego potrafi magicznie znikać

Kompletnie nie tego oczekiwałam po tym produkcie. Miałam świadomość, że nie jest to tusz pogrubiający jednak wyszłam z założenia, że przy dwóch/trzech warstwach będę zadowolona z efektu. Tusz całkowicie nie wpasował się w to co lubię. Dobijam z nim już dna i mogę stwierdzić, że sprawdzi się jedynie u dziewczyn, które lubią delikatne i naturalnie wyglądające podkreślenie rzęs. Ja się w nim czuję zbyt delikatnie :). 

pozdrawiam
.biemi

środa, 29 stycznia 2014

Cienie pod oczami kontra Eveline BB

Bardzo długo należałam go grupy szczęśliwych kobiet, które kompletnie nie rozumieją o co chodzi z tymi cieniami pod oczami. Nawet jak patrzę na zdjęcia sprzed kilku lat to widzę, że czas robi swoje i niestety prędzej czy później należy porządnie zadbać o to co jest pod oczami. Niestety produkty cud nie wiele zdziałają, jeżeli po przez pielęgnację nie dajemy sobie z nieporządanym odcieniem skóry przy dojnej powiece to sięgamy po produkty maskujące. Wybór na rynku jest przeogromny. Producenci kuszą obietnicami godnymi uwierzenia, że produkt zacznie za nas sprzątać i gotować. Jak to wszystko ma się do rzeczywistości? Napiszę tak - różnie :). Swego czasu w me ręce dostał się  jeden z tych 'cud' kosmetyków, który miał zrobić z nas boginie. 

Pod lupę biorę produkt z Eveline BB korektor do twarzy 8w1 kryjąco rozświetlający

Słowo od producenta:

Innowacyjny korektor 8 w 1 doskonale maskuje i pokrywa wszystkie niedoskonałości skóry wokół oczu. Odżywcza formuła bogata w kwas hialuronowy i roślinne komórki macierzyste - PhytoCellTecTM intensywnie wygładza, długotrwale nawilża oraz chroni naskórek przed wysuszeniem. Ujędrnia i napina delikatną skórę wokół oczu. Koryguje wszystkie rodzaje zmarszczek, drobne linie mimiczne oraz nierówności. Mineralne pigmenty rozświetlające skutecznie maskują oznaki zmęczenia, rozjaśniają cienie pod oczami, niwelując skutki stresu. Natychmiast po zastosowaniu skóra wokół oczu staje się aksamitnie gładka i promienna.

Zadania korektora:
1.      redukuje cienie
2.      pokrywa niedoskonałości
3.      nawilża 24h
4.      wygładza
5.      ujędrnia
6.      napina
7.      regeneruje
8.      odżywia

Dostępność: Rossmann, Natura i inne drogerie/markety, sklepy on-line
Cena ok 13-15zł
Kolory dostępne: nude i mój typ - light




Obietnice producenta iście kosmiczne, niemniej jednak dlaczego miałyby się nie sprawdzić :D - wiadomo wiara czyni cuda. Nie dość, że formuła BB to jeszcze 8w1. Najprościej podsumować i opisać produkt rozkładając na osiem głównych cech z opisu na produkcie :) 

1. Redukuje cienie - w okresie około letnim kiedy skóra jest lepiej odżywiona radzi sobie bardzo dobrze, jednak kiedy wyskoczy nam 'gorszy' dzień jest ciut za delikatny - ja borykam się nie tyle co zasinieniem pod oczami a przyciemnioną 'zbrązowiałą' skórą liczę na rozjaśnienie i zneutralizowanie tych kolorów. Potrafi nie współgrać i robić prześwity. 

2. Pokrywa niedoskonałości - drobne wypryski zakryte doskonale - 'wulkany' niestety potrzebują wsparcia dodatkowego arsenału

3. Nawilża 24h - nie zauważyłam - nie przesuszył więc w moim przypadku jest ok

4. Wygładza - nie zauważyłam - mogłabym stwierdzić, że przy nie dostatecznie nawilżonej okolicy oczu potrafi jeszcze podkreślać zmarszczki 

5. Ujędrnia - j.w. :D

6. Napina - j.w.

7. Regeneruje - j.w.

8. Odżywia  - j.w. 

Jak widać z chęcią zmieniłabym nazwę produktu z 8w1 na max 2w1 jednak liczby dźwignią handlu i mogą kusić i nęcić. Jednak trzeba być realistą i nie wierzyć w cuda no bo sorry odżywia, regeneruje, napina i ujędrnia jeden produkt? Nieprawdopodobne. Mimo 'zawodu' w stosunku do tego co producent obiecuje, produktu używam z przyjemnością. Nie podrażnił, forma aplikacji jak najbardziej mi odpowiada. Kolor nie zmieniał się wraz z upływającym dniem. Nie przeszkadza mi to, że jego krycie nie jest 100%  ponieważ nie zawsze potrzebuję krycia na maxa. Nie sprawdzi się u kobiet, które borykają się z porządnymi problemami z okolicą oczu. Sądzę, że jest to korektor najlepszy dla młodszego grona odbiorców, dla dziewczyn, które zaczynają swoją przygodę z makijażem i chcą uniknąć efektu maski. 
pozdrawiam
.biemi

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Makijazowy minimalizm ...

Styczeń to był miesiąc minimalizmu w makijażu. Postanowiłam zmienić swoje przyzwyczajenia i wybić sobie z głowy pewne schematy wg. których czułam, że tylko tak mogę wyglądać dobrze. Dlaczego takie posunięcie - w skrócie opiszę co i jak :).  

Jak dotąd dzień w dzień na powiekach gościła ciemna krecha i jak tylko jej brakowało czułam się goła. Przy moim uwielbieniu do cieni często kończyło się tak, że nie tylko krecha była mocnym akcentem ale i cienie wychodziły na przód. Minęły święta, sylwester i przeglądając zdjęcia stwierdziłam, że mój makijaż 'od święta' za bardzo nie różni się od tego na co dzień a tak być nie powinno. Dzięki temu, że w okresie około noworocznym miałam wolne od pracy postawiłam na 'make up - no make up'(nie pokusiłam się o całkowity brak makijażu)  i tak to się zaczęło. Nie napiszę, że cały miesiąc był bardzo naturalny jednak jeżeli już ciemna kreska pojawiała się na oku to bez dodatkowego przytupu z cieniami :D. Takie zmiany - choć nie wielkie pozwoliły mi na nowo zauważać i odpowiednio podkreślać to co w swojej twarzy lubię. Miałam wrażenie, że moja twarz dzięki temu wygląda świeżej i bardziej młodzieńczo ;). 

Dziś chcę pokazać makijaż, który został wykonany 'od święta' w mijającym już powoli styczniu. Jest delikatny i jeszcze miesiąc temu miałabym wrażenie, że kreska zbyt jasna i przydałby się ciut ciemniejszy cień - teraz patrzę na ten makijaż i widzę, że jest dobrze. 



Użyłam:

twarz:
podkład Max Factor Facefinity 55
korektor Eveline BB korektor rozświetlający - light
puder - Manhattan Soft Mat Loose Powder Natural 1
bronzer - The Balm Bahama Mama
róż - Astor Skin Match 002 Peachy Coral

oczy:
baza pod cienie: Ingrid
cienie: inglot 462, my secret 505
kreska: manhattan żelowy eyelioner long lasting 2 purple
rzęsy: Lovely Pump Up
linia wodna:  kredka Basic

brwi:
cienie inglot 378 i 390


Czy Wam również zdarza się taki makijażowy minimalizm? Czy może u Was zawsze mniej znaczy więcej? 

pozdrawiam
.biemi

środa, 22 stycznia 2014

Zderzenie 'legendy' z rzeczywistoscia...

Rok rozpoczęłam od pasma postów pochwalnych. Byłoby zbyt słodko gdyby to dłużej trwało. Dla równowagi dziś postanowiłam nie tyle co zakwalifikować produkt do tzw. bubli minionego roku a skonfrontować z rzeczywistością w stosunku do tego co można spotkać w sieci. Nie raz każdej z nas zdarzyło się na co drugim blogu czytać ochy i achy na temat produktu X i nie zawsze musi się to wiązać z 'darmówką' wysyłaną od firm tylko z panującą modą na ten właśnie produkt. Gdzieś w okolicach lata 2012 przez blogosferę przeszła istna burza, która przynosiła nam nowe odkrywcze doniesienia na temat rewelacyjnego produktu. Rzesze włosomaniaczek tłumnie zmierzały do drogerii aby zdobyć ten jedyny i nie powtarzalny produkt. Później powstały 'tony' słów ...

Ja w tym tłumie się znalazłam... Zakupiłam, powiedzmy, że zużyłam i swoje zdanie sobie wyrobiłam o żelu do higieny intymnej Facelle.

dostępność: Rossmann
cena: ok 5-7zł
użytkowanie: tylko i wyłącznie zewnętrzne 
okolice użytkowania: wszelakie ;)



Zoom na baardzo dooobry i zachwalany skład:



Produkt zakupiony w jednym konkretnym celu: mycie włosów. Jako, że wszem i wobec było głoszone (bo już teraz cicho sza o nim jest), że produkt idealny dla naszych włosów, że cena bardzo przestępna a toć to produkt iście objawiający się jako perła wśród innych (ja tak te posty odbierałam) spodziewałam się ochów i achów. Rzeczywistość niestety mnie przerosła i bardzo długo zbierałam się za opisanie produktu. 
Użytkowanie żelu jako szamponu w moim przypadku było istną udręką. Miałam świadomość, że nie będzie lekko - używałam produktów mało pieniących się i naturalnych i wiedziałam z czym to się je. Jednak przy tym 'szamponie' splątanie włosów było niemiłosierne - przy okazji odżywki nie wiele pomagały. Jeszcze to można by było przeboleć, jeżeli skutkiem tego miały by być 'szczęśliwe' i lśniące włosy. Niestety do pożądanego efektu było im daleko. Produkt z moimi włosami sobie nie radził. Nie domywał ich, po dwukrotnej aplikacji miałam cały czas wrażenie, że włosy są bardziej tłuste niż przed myciem. Po wysuszeniu włosy kompletnie traciły na objętości. Przy nasadzie oklapnięte na dalszej części taki średnio efektowny puch. Próbowałam go zapieniać, używać w mniejszej/większej ilości - zawsze starannie go wypłukiwałam - efekt zawsze ten sam na 'niedomytego brudasa'. 

Plusów doszukać się nie potrafię, zniechęciłam się do niego kompletnie. Po dobiciu do połowy opakowania zrezygnowałam z dalszej 'pielęgnacji' włosów za jego pomocą i zużyłam do celów wg wskazań producenta - w tym przypadku radził sobie przyzwoicie.

W moim odczuciu sprawdza się stwierdzenie, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego i chyba czasem lepiej się zastanowić czy podążać za tłumem i się kusić czy też wziąć zimny prysznic i jeszcze raz przespać się z myślą o dokonaniu danego zakupu. :)


pozdrawiam
.biemi

środa, 15 stycznia 2014

#5 ulubieniec 2013 pod lupa - MaxFactor 2000 callorie

Niezaprzeczalny ulubieniec wielu kobiet. Mój nr jeden od lat. Porzucony na pewien okres na rzecz innych produktów, które próbowały mi go zastępować z różnym skutkiem. Tusz legenda - łatwo dostępny. Moim zdaniem nie da się go nie kochać - choć wiem, że znajdą się takie osoby, które powiedzą 'ale o co tyle szumu?'. 

Max Factor 2000 callorie - pogrubiający tusz do rzęs

dostępny w dwóch wariantach: normalnym i wodoodpornym
kolory: czarny, brązowy, granatowy. 

Za regularną cenę ok 30 złotych otrzymujemy 9g produktu ważnego przez 6mc od otwarcia






Bez tuszu ani rusz. Jest to najczęściej zużywany i kupowany przeze mnie produkt. Używam dużo i często. Lubię swoje rzęsy dlatego nie wyobrażam sobie abym ich miała nie podkreślać. Stawiam na tusze, które podkręcają, wydłużają i pogrubiają nie lubię takich, którym któregoś z tych aspektów brakuje. Kolejna sprawa do szczoteczka koniecznie nie silikonowa tylko porządna 'szczotowata'.  Dlaczego ten tusz jest taki wyjątkowy w stosunku do innych? 

Zalety: 

+ jest plastyczny - nie zastyga momentalnie
+ z łatwością można stopniować efekt
+ nie robi z rzęs sztywnych drutów
+ warianty kolorystyczne - u mnie króluje zawsze brąz
+ nie skleja rzęs
+ nie robi gródek 
+ nie obsypuje się 
+ klasyczna prosta szczoteczka
+ szczoteczka dobrze rozczesująca rzęsy
+ łatwy dostęp do najmniejszych rzęs
+ rzęsy wyglądają naturalnie (o ile tusz na rzęsach to natura ;))
+ idealnie unosi rzęsy i utrzymuje je w takiej pozycji przez cały dzień
+ jest lekki na rzęsach 
+ kontakt z wodą nie powoduje natychmiastowej 'pandy'
+ dostępność
+ cena do jakości i wydajności bardzo dobra

Wady:

- jak widać na zdjęciach dość łatwo jest się nim 'wypaćkać'

Jest to tusz, z którym od zawsze najlepiej mi się współpracowało i w którym moje rzęsy wyglądają najlepiej. Dla mnie ogromną zaletą jest różnorodność kolorystyczna - czarne tusze to nie koniecznie to co blondynka powinna nosić. Prostota opakowania również na plus - klasycznie i elegancko. 

Polecam wszystkim dziewczynom, które jeszcze nie miały przyjemności go używać. 

pozdrawiam
.biemi

poniedziałek, 13 stycznia 2014

#4 ulubieniec 2013 pod lupa - Mydlo Aleppo 30%

Miniony rok był kumulacją testów i kuracji 'doświadczalnych'. Po kilku latach eksperymentowania moja cera powiedziała basta i się zbuntowała. Przeszłam porządne 'zapchanie' kończąc na dość nie przyjemnym przesuszeniem niektórych rejonów twarzy. Stres i różne zdarzenia minionego roku również dość niekorzystnie wpływały na stan mojej skóry jednak przez pierwsze półrocze nijak jej nie pomagałam. Przyszedł lipiec i dwa miesiące do ślubu więc musiałam poczynić rozsądne i radykalne kroki. Odstawiłam częściowo drogeryjne kosmetyki pielęgnacyjne i sięgnęłam po te lepsze, czystsze bez zbędnego shitu w środku produkty. 

Dość obojętnie przeżyłam pierwszą falę zachwytów na blogach dotyczącą mydeł Aleppo - stwierdziłam - ot tam dobra kampania reklamowa z myślą, że jest to raczej nierozsądne płacić za kostkę mydła 30zł. Jednak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ;). Jak był potrzebny ratunek to przysiadłam, poczytałam i stwierdziłam, że takie 'tłumy' nie mogą się mylić. Mydło jakby nie patrzeć - naturalne pozbawione zbędnego syfu i ulepszaczy. Można się pokusić o stwierdzenie, że dla każdego jeżeli wybierzemy odpowiedni skład dla siebie. 

Mój typ :

Aleppo 30% - czyt. 70% oliwy z oliwek + 30% oleju z liści laurowych - zakupiony stacjonarnie w jednej z mydlarni - za 200g zapłaciłam ok 30 zł. 




Bardzo ważne jest decydując się na to mydło wiedzieć jaką posiadamy skórę to warunkuje decyzję o proporcjach procentowych oliwy z oliwek w stosunku do oleju z liści laurowych. Im wyższe stężenie procentowy oleju z liści laurowych tym silniejsze działanie więc im większymi jesteśmy wrażliwcami tym niższe stężenie wybieramy. W zależności od reakcji naszej skóry przy zakupie kolejnych kostek można pokusić się o wyższe stężenia oleju laurowego. Wspominam o tym ponieważ sama do końca tego nie przeanalizowałam i poczęstowałam swoją siostrę tym mydłem, dla której stosowanie 30% stężenia skończyło się mocnym podrażnieniem cery z towarzyszącym silnym wysypem. Dlatego uczulam laików takich jak ja, że trzeba uważać!

Moja cera na początku stosowania Aleppo: problematyczna z ogromną ilością zaskórników, podskórnych wulkanów i zapchanych porów. W okolicach żuchwy silne przesuszenie skóry. Ogólny obraz był dość nie ciekawy i nieatrakcyjny. 

Zalety:

+ skład
+ wydajność - 50 g wystarczyło mi na 6mc codziennego stosowania - 'mydło bez końca'
+ nie przesusza
+ odczuwalne nawilżenie
+ porządnie oczyszcza - cera aż 'trzeszczy' z czystości
+ nie uczula
+ odpowiednio dobrane nie podrażnia
+ normuje wydzielanie sebum
+ cera jest 'spokojniejsza' 
+ nieprzyjeciele tylko w okresie przed okresowym ;)
+ znacznie zmniejszenie ilości zaskórników
+ przy odpowiedniej dodatkowej pielęgnacji brak problemu z porami
+ cena w stosunku do wydajności bardzo niska
+ wbrew pozorom dostępność :) - wszelakie mydlarnie już je mają - teraz nie tylko on-line dostępny

Wady:

- pierwsze kilka aplikacji powodują nie miłe ściągnięcie  i dyskomfort - jednak to mija i nie powinno się zniechęcać do jego stosowania
- łatwość w złym wyborze składu procentowego - najważniejsza rozwaga
- po każdym użyciu należy odkładać na przewiewną mydelniczkę ponieważ lubi się 'glucić'


Mydło w asyście dobrego kremu do twarzy poradziło sobie z moimi problemami skórnymi. Obecnie cera jest w zadowalającym stanie. Największym moim sukcesem przy częściowej zmianie pielęgnacji jest takie wyciszenie mojej cery, mam znacząco mniejszy problem z nadmiernym błyszczeniem się skóry w ciągu dnia. Wszystko zaczęło ze sobą współgrać i zaczyna mieć swój odpowiedni rytm. 

Produkt ma szerokie zastosowanie - ja jednak używałam go tylko do twarzy, jak dotąd szkoda mi było pokusić się o pielęgnację całego ciała nim :). Niemniej jednak produkt godny uwagi i rozważenia jego zakupu. 

Jeżeli go znacie to jakie są Wasze doświadczenia z tym mydłem? 

pozdrawiam
.biemi

piątek, 10 stycznia 2014

#3 ulubieniec 2013 pod lupa - Avon Glimmerstick Diamonds

Kontynuując serię recenzji produktów, którzy byli moimi ulubieńcami w minionym roku nie sposób wspomnieć o konturówce od Avon. Mały cudak, który nie jednokrotnie ułatwiał mi robienie na szybko makijażu zawsze był niezawodny. Jako potwierdzenie mojego uwielbienia do formuły produktu przedstawiam ulubiony kolor w towarzystwie jego trzech sióstr z tej samej serii, które jakością są sobie równe. 

Każda z czterech konturówek zakupiona za max 10 zł :) - regularna cena to 22 zł za 2,3g

Moje kolory :

Twilight Sparkle - ulubieniec z całego towarzystwa
Sugar Plum
Brown Sugar
Smokey Diamonds





Dobre podkreślenie oka to podstawa. Mimo, że lubię czarną kreskę to sumarycznie w ciągu roku częściej stawiam na inne 'delikatniejsze' kolory. Jako blondynka z jasną oprawą oka wyglądam we wszystkich innych barwach niż czerń delikatniej i lepiej. Sięgając po konturówki od Avon nie spodziewałam się, że zapałam do nich miłości oraz, że zostaną ze mną na dłużej i się 'rozmnożą' 

Zalety:

+ konsystencja
+ twardość delikatna dla oka - bardzo łatwo się nimi rysuje
+ mimo tłustych powiek nie odbijają się na nieruchomej części
+ przy pomocy pędzelka na świeżo można je elegancko wyciągnąć
+ nie znika z powieki
+ wybór kolorów 
+ nie kruszy się
+ nie uczula
+ kolory z odrobiną blink blink
+ porządne opakowanie
+ dostępność
+ cena - kupuj tylko w promocji

Wady:

- średnio wydajne
- nie są to konturówki do rozcierania

-/+ z tym produktem trzeba działać szybko ponieważ jeżeli będziemy leniwe przy ich nakładaniu będzie nam trudno wypracować pożądany kształt - są delikatniejsze od kredek SuperShock jednak te również zastygają więc szybkość się liczy. 

Każdy z posiadanych przeze mnie kolorów lubię jednak Twilight Sparkle wyjątkowo przypadł mi do gustu dzięki super mi pasującemu odcieniowi granatu - po prostu bardzo się dobrze w nim czuję :). Jeżeli jeszcze nie znacie tych konturówek gorąco polecam ich wypróbowanie - cena nie wygórowana a jakość na prawdę satysfakcjonująca dająca możliwość posiadania różnokolorowych kresek na powiekach. 

pozdrawiam
.biemi

czwartek, 9 stycznia 2014

#2 ulubieniec 2013 pod lupa - The Balm Bahama Mama

Kolejnym zacnym ulubieńcem minionego roku jest sławny w wielu kręgach bronzer od The Balm - Bahama Mama. Produkty The Balm są niezwykle kuszące - wręcz się do nas łaszą za pomocą ciekawych i innych opakowań w 'dawnym stylu'. 

Zakup dokonany w internetowej drogerii na zasadzie 'teraz albo nigdy' :). Dość długo opierałam się krzyczącym wręcz zewsząd opiniami w styl 'oł jeah jak on jest super'. Szukałam w wielu stacjonarnych miejscach produktu do konturowania twarzy bez drobinek i w chłodnej tonacji. Poszukiwania jak widać zakończone fiaskiem - nic nigdzie mnie nie satysfakcjonowało. Jak kolor wydawał się ok to miał w sobie pierdyliard drobinek, jak był ładny mat to raził w oczy soczystą pomarańczą. 

Koszt przyjemności jego posiadania to ok 60zł za 7g w zależności od miejsca i kosztu przesyłki - stacjonarnie do zakupu jedynie w sieci perfumerii Marrionaud.

Skład :
Isoeicosane, Silica, Polyethylene, Zinc Stearate, Polyisobutene, Dimethicone. May Contain/ Peut Contenir [+/- Mica, CI 77491, Ci 77492,CI 77499, (Iron Oxides) Bismuth Oxycholoride (CI 77163)



Bronzer dostajemy zabezpieczony w kartonik bez zbędnych gąbeczek/aplikatorów. W moim przypadku metodą prób i błędów do aplikacji najlepiej się sprawdza pędzelek do różu elite seria bamboo - do tego produktu nie dobrze aby pędzel był mocno zbity - musi być lekki i stosunkowo 'rzadki' aby łatwiej było go rozcierać i stopniować efekt. 

Zalety:

+ kolor - najważniejszy atut produktu - porządnie brązowy matowy i dość zimny odcień
+ dla bladolicych (z umiarem) i kobiet  ciemniejszym kolorze twarzy - czyli dla każdego w zależności od ilości zaaplikowanego produktu
+ bezzapachowy
+ dzięki niemu twarz ma wygląd - nie jest płaską powierzchnią
+ trwały - nałożony na puder jest prawie nie do zdarcia :)
+ nie zmienia koloru w ciągu dnia
+ nie podkreśla skórek
+ nie zapycha
+ można stopniować efekt
+ porządna pigmentacja
+ miłe dla oka opakowanie, które jest bardzo poręczne - dzięki temu, że jest wykonane z twardego kartonu nasz produkt jest bezpieczniejszy przy bezpośrednim kontakcie z podłogą ;)


Wady:

- dostępność
- trzeba się go nauczyć przez kolor łatwo zrobić sobie nim na początku krzywdę

Od czasu kiedy go posiadam jest to nr 1 jako pomocnik do modelowania twarzy. Pokusiłam się już o stwierdzenie, że do czasu kiedy go nie miałam to tak naprawdę nie wiedziałam co to znaczy dobrze umalowana twarz. W moim odczuciu jest wart swojej ceny w 100% i teraz nawet mam wrażenie, że nie jest wygórowana zważywszy na fakt jaki jest w użyciu.

Pozycja obowiązkowa dla każdej z Was, która używa bronzera - ja swój ideał w tej kategorii znalazłam teraz czas na poszukiwania idealnego rozświetlacza :).

pozdrawiam
.biemi

wtorek, 7 stycznia 2014

#1 ulubieniec 2013 pod lupa - Manhattan Powder

Jak się powiedziało 'a' należy teraz powiedzieć 'b' aby nie być gołosłowną przedstawiam z bliska moich ulubieńców z minionego roku. Na pierwszy ogień idzie delikatnie matujący sypki puder od Manhattan. 

Produkt ten towarzyszył mi przez cały rok 2013 udało mu się mieć pierwszy debiut jeszcze w 2012 ;) i zanosi się jeszcze na to, że kawałek 2014 będzie również pod jego znakiem w kwestii pudrowania twarzy :). 

Zakupiony 'przypadkowo' przy pierwszym -40%wym szaleństwie w rossmannie. 

Standardowo za ok 30 zł mamy 20g produktu w dobrej promocji płacimy nie całe 20 zł za dobry upiększacz. 

Skład :
Talk, Mica, Krzemionka, Parafina, Dimethicone (związek krzemu), Propylparaben (konserwant), Methylparaben (konserwant)  [+/- CI 77891, CI 77492, CI 77499, CI 77491]

Dwa kolory do wyboru
nr 1 - natural <- mój typ 
nr 2 - nude


Konsystencja i krycie
(mniej więcej widać jak można go stopniować) 


Z pudrem otrzymujemy średnio efektowną gąbeczkę, której brak na zdjęciach ponieważ mimo braku użytkowania wygląda nieatrakcyjnie i niefotogenicznie - niemniej jednak uważam ją za bezużyteczną i nie wyobrażam sobie aplikacji produktu z jej pomocą - próbowałam i podziękuję - nie polecam ;). U mnie najlepiej sprawdził się pędzel Hakuro H55

Zalety:

+ krótki skład jak na drogeryjny 'upiększacz' 
+ nie bieli
+ nie podkreśla skórek
+ porządnie utrwala podkład
+ mat przy odpowiednim podkładzie do 6 -7 h bez poprawek
+ nie zmienia koloru wraz z upływem godzin
+ nie zbiera się w problematycznych miejscach
+ 'wyciera' się dość równomiernie 
+ można stopniować efekt - trudno z nim przesadzić
+ w większość dni wystarczy bibułka matująca w problematycznej u mnie strefie T aby wszystko na nowo wyglądało świeżo
+ bardzo dobra baza do różu i brązera
+ mimo jasnego koloru bardzo dobrze współgra z ciemniejszymi podkładami nie dając efektu wybielenia
+ wygładza i stawia kropkę nad 'i' po nałożeniu podkładu
+ typowy mat bez jakichkolwiek drobinek
+ bezzapachowy
+ wygodne opakowanie
+ wydajność po ponad roku codziennego użytkowania jeszcze w opakowaniu mam 1/3 pudru
+ ważność - 24mc od otwarcia - dzięki temu zdążę go wyczyścić

Wady:

- parafina przy wrażliwcach może zapychać
- solo bez podkładu nie trzyma się naszej twarzy
- bez podkładu moment i się świecimy :)

Dla niektórych wybór kolorów może okazać się niezadowalający - mi to odpowiada ponieważ zwykle poszukuję pudrów jak najbardziej transparentnych przy mieszanej cerze takie sprawdzają się najlepiej. Z podkładem można powiedzieć, że produkt bez wad (poza parafiną w składzie) jednak w okresie letnim kiedy po niego sięgałam przy punktowym użyciu korektora niestety nie sprawdził się - niezbędne wtedy było użycie przynajmniej kremu tonującego czegoś co 'barwiło' twarz aby puder miał do czego się 'przyczepić' - krem to za mało ;). 

Podsumowując puder nie idealny jednak niezaprzeczalny ulubieniec minionego roku - fakt był to jedyny puder jaki używałam, ale przy tej wydajności nierozsądne byłoby się zaopatrywać się w coś innego jeżeli ten wtedy kiedy go potrzebowałam mnie nie zawiódł. Po tym czasie nie wyobrażam sobie powrotu do prasowanych pudrów ;) - z takim o wiele lepiej się pracuje i szybciej mamy efekt wyrównania koloru i wygładzenia twarzy. 

Polecam - za tą cenę mamy dobry, łatwo dostępny produkt  - ja jak go w końcu wykończę  ok pewnie czerwca ;) mam chęć sięgnąć po samą Micę aby przekonać się czy sama natura da radę z moją cerą :). 

pozdrawiam
.biemi

piątek, 3 stycznia 2014

Ulubiency 2013

W minionym 2013 roku wiele produktów przewinęło się przez moje ręce jednak nie wiele z nich zostanie ze mną na dłużej jak nie na zawsze :). Moje podsumowanie składa się z tylko lub aż sześciu produktów, które w pewien sposób ułatwiły i zrewolucjonizowały mój codzienny wygląd :). Większość z nich jeszcze nie zostali przedstawieni na blogu co nie oznacza, że w najbliższym czasie nie zostanie to zmienione. 

Moja naj 6 z minionego 2013 roku: 



1. Sypki puder od Manhattan - zakupiony przy okazji pierwszej -40% w ross jeszcze w 2012 był moim jedynym pudrem przez cały rok ani razu nie zawiódł i sprawdzał się z każdym z podkładów z jakim było mi pracować - prawie nie do zużycia jeżeli nie jest on naszym jedynym pudrem - myślę, że spokojnie posłuży mi jeszcze do połowy tego roku i gdyby nie to, że jestem ciekawa innych sypkich pudrów to zapewne zakupiłabym go ponownie - super łączy podkład i nadaje ładny i świeży wygląd - w najbliższym czasie napiszę o nim nie co więcej

2. Piaski od połowy roku niezaprzeczalne hity na moich paznokciach - posiadam piaski tylko z tych trzech firm i każdy lubię tak samo :) 

3. Brązer od The Balm Bahama Mama - jedyny i niepowtarzalny matowy zimny i idealny produkt do konturowania twarzy - dzięki niemu odkryłam, że do tej pory wcale twarzy nie konturowałam :) idealny dla każdego w zależności od tego ile go nałożymy sprawdzi się u bladolicych jak i u kobiet, które nie muszą się martwić o 'kolorki' na twarzy

4. Tusz do rzęs Max Factor 2000 Calorie - w minionym roku do niego powróciłam i każdy inny tusz wypada przy nim marnie

5. Kredka automatyczna do oczu z Avon Glimmerstick diamonds w kolorze twiglight sparkle miękko ładnie i z połyskiem - kolor idealny głęboki granat z brokatowymi drobinkami - kredka dobija dna i zapewne ponownie ją zakupię miękka i świetnie się z nią pracuje

6. Mydło Aleppo - po kilku kosmetycznych wpadkach minionego roku postanowiłam zmienić swoją pielęgnację - sięgnęłam po 30% Aleppo i jestem zachwycona - moja cera je uwielbiam dzięki niemu mam mniej problemów skórnych jednak co do ochów i achów na jego temat niezbędny jest oddzielny post. 


Cała szóstka jest w ciągłym użyciu u mnie na tą chwile są najlepszymi z najlepszych. Nie zamierzam ich szybko zastępować innymi nowościami pozostaję im wierna. 

pozdrawiam
.biemi

środa, 1 stycznia 2014

7. foto skrot - grudzien

Grudzień minął pod znakiem pichcenia, szykowania się do świąt i przedświątecznych spotkań. Miesiąc za nami nie wiadomo kiedy się skończył tak szybko i tak dużo się działo :)
Zapraszam na stop klatki z mojego grudnia:)


1. było pisane - pilnować jednak pierwsza próba została zakończona niepowodzeniem :)
2. grzaniec najlepiej smakuje jak zimnica za oknem :)
3. podkradziony ślubnemu - dobrze mieć takie podejście
4. Seriale umilały mi pieczenie świątecznych ciast
5. Po wielkim obżarstwie powrót do lżejszych śniadań :) 


1. Mikołajkowy prezent w akcji
2. Słońce w podróży 
3. i 5. zmiana aury z minuty na minutę
4. Świąteczna stolica przelotnie. 


1,2,3,4, - odkopane papiloty - paskudnie się na nich śpi ale efekt jak dla mnie bomba
5. dla mnie najładniej loki wyglądają po ok 3h jak się dobrze rozluzują :)


1. pachnące stroiki
2. za drugim razem wyszło bez dodatkowego brązu
3. prezenty gotowe do włożenia pod choinkę
4. święta było widać w każdym domowym zakątku 


1,2  Piaski królował
3. pierwszy raz zmywałam ze sreberkiem i jestem w szoku, że tak długo się męczyłam
4. Zakupy wyprzedażowe ze ślubnym - śmiechu było co nie miara
5. Sylwestrowa 'stylówka'

pozdrawiam
.biemi
WITAM W NOWYM ROKU!!!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...