Styczeń to był miesiąc minimalizmu w makijażu. Postanowiłam zmienić swoje przyzwyczajenia i wybić sobie z głowy pewne schematy wg. których czułam, że tylko tak mogę wyglądać dobrze. Dlaczego takie posunięcie - w skrócie opiszę co i jak :).
Jak dotąd dzień w dzień na powiekach gościła ciemna krecha i jak tylko jej brakowało czułam się goła. Przy moim uwielbieniu do cieni często kończyło się tak, że nie tylko krecha była mocnym akcentem ale i cienie wychodziły na przód. Minęły święta, sylwester i przeglądając zdjęcia stwierdziłam, że mój makijaż 'od święta' za bardzo nie różni się od tego na co dzień a tak być nie powinno. Dzięki temu, że w okresie około noworocznym miałam wolne od pracy postawiłam na 'make up - no make up'(nie pokusiłam się o całkowity brak makijażu) i tak to się zaczęło. Nie napiszę, że cały miesiąc był bardzo naturalny jednak jeżeli już ciemna kreska pojawiała się na oku to bez dodatkowego przytupu z cieniami :D. Takie zmiany - choć nie wielkie pozwoliły mi na nowo zauważać i odpowiednio podkreślać to co w swojej twarzy lubię. Miałam wrażenie, że moja twarz dzięki temu wygląda świeżej i bardziej młodzieńczo ;).
Dziś chcę pokazać makijaż, który został wykonany 'od święta' w mijającym już powoli styczniu. Jest delikatny i jeszcze miesiąc temu miałabym wrażenie, że kreska zbyt jasna i przydałby się ciut ciemniejszy cień - teraz patrzę na ten makijaż i widzę, że jest dobrze.
Użyłam:
twarz:
podkład Max Factor Facefinity 55
korektor Eveline BB korektor rozświetlający - light
puder - Manhattan Soft Mat Loose Powder Natural 1
bronzer - The Balm Bahama Mama
róż - Astor Skin Match 002 Peachy Coral
oczy:
baza pod cienie: Ingrid
cienie: inglot 462, my secret 505
kreska: manhattan żelowy eyelioner long lasting 2 purple
rzęsy: Lovely Pump Up
linia wodna: kredka Basic
brwi:
cienie inglot 378 i 390
Czy Wam również zdarza się taki makijażowy minimalizm? Czy może u Was zawsze mniej znaczy więcej?
pozdrawiam
.biemi