Patrząc na zapowiedzi tych cieni planowałam kupić inne zestawienie kolorystyczne. Jednak po odwiedzinach w Naturze skusiłam się na wariant Bamboo in autumn nr 133. Inne kolorki prezentują się równie ładnie, jednak już w tym momencie wiem, że jeden zestaw cieni w zupełności mi wystarczy, ale o tym nieco później ;) Zakupione w Naturze za 5/6zł.
Opakowanie bardzo zwyczajne, plastikowe, nie powalające ;). Łatwo się otwiera, do cieni nie jest dołączony żaden aplikator, dla mnie to nie minus bo i tak aplikuję cienie palcami lub pędzlami :).
Cienie prezentują się następująco :
Nie wiem czy trafiłam na felerne opakowanie czy fiolet w tych cieniach jest aż tak 'tępy', zaaplikowanie go na cokolwiek graniczyło z cudem. Dwa pozostałe kolory czyli zieleń i żółć są dobrze na pigmentowane i 'miękkie'. Jednak fiolet to jakiś koszmar, pędzlem to mogłam jedynie sobie ubrudzić powiekę ;) a palcem to trochę musiałam potrzeć aby cokolwiek pobrać. Jednak w sklepie jak sprawdzałam testery miał całkowicie inną konsystencję. Czy Wy też tak miałyście? Bo ja właśnie w ten o to sposób zniechęciłam się do tych cieni. Wspomnę jeszcze do trwałości. Mimo nałożenia bazy na powieki, cienie częściowo znikają po ok 2h a zieleń zmieniła odcień na khaki co nie do końca było estetyczne.
Poniżej przedstawiam makijaż wykonany tym zestawem, kreska wykonana fioletowym cieniem 'na mokro' (trochę go podrapałam żeby cokolwiek wydusić z niego), całość lekko rozświetliłam Inglotem 118
.biemi