Po wszystkich ochach i achach padło i na mnie. Tyle dobrych słów, nie ma chyba żaden nasz rodzimy produkt do ust co ten. Kultowy i wg mnie nie zastąpiony, który również mnie urzekł. A mowa o balsamie do ust Tisane. W moim posiadaniu jest od ok 2 miesięcy. Zaczęłam go używać prawie równolegle jak ogrzewanie w moim mieszkaniu zaczęło działać. Okres grzewczy jest to trudny okres dla naszej skóry i wyjątkowo uciążliwy dla naszych ust. Używam go przed snem i odkąd go mam nie mam spierzchniętych ani popękanych ust. Wiadomo, że sam balsam sprawy nie załatwia, bo i tak to nie zastąpi picia dużej ilości wody i nawilżania pomieszczeń w których przebywamy, jednak dla mnie jest nie zastąpiony w codziennej pielęgnacji.
Produkt zamknięty w małym wygodnym plastikowym opakowaniu.
konsystencja przyjemnego miękkiego mazidła - w opakowaniu lekko brązowy - na ustach bezbarwny
Balsam dostępny w aptekach, ja za swój trochę przepłaciłam bo wiem, że można go spotkać za 7zł. Tak samo jak dla moich ust jest zbawieniem, to moje skórki przy paznokciach też się z nim bardzo polubiły, rewelacyjnie je nawilża i nie ma zadziorków. Nie będę się rozdrabniać na plusy i minusy, ponieważ minusów nie posiada :), lubię produkty w takich opakowaniach i taka aplikacja mi nie przeszkadza. Zapach dla mnie jest trudny do określenia, lekko mdły nieowocowy kojarzy mi się z dzieciństwem. Wcześniej byłam przekonana, że Tender Care z oriflame jest super, o którym pisałam tu KLIK klik KLIK nic bardziej mylnego ;) na pierwszym miejscu jest teraz Tisane.
.biemi