czwartek, 31 października 2013

Tyle szumu wokol malenstwa...

Z początkiem lata w blogosferze zawrzało. Na wieeelu urodowych blogach dziewczyny wręcz rozpływały się nad 'cudownością' kremu, od może jeszcze nie dla wszystkich znanej marki Sylveco. Czy uzasadnione były ochy i achy przekonałam się na własnej skórze. Potrzebowałam kremu, który nie wyrządzi mi krzywdy (na pewien czas porządnie zraziłam się do typowo drogeryjnych kremów), do minimum chciałam zredukować ryzyko zapchania i nieurodziwego wyglądu. Po opisach w których o pochwały nie było trudno sama sięgnęłam po Lekki krem nagietkowy i przeszłam do ataku. Nie chcąc kupować produktu on line udało się go zakupić stacjonarnie w sklepie zielarskim. 

Za ok 30 zł (cena waha się w zależności od miejsca, w którym je zakupujemy) otrzymujemy 50 ml produktu, który wg producenta jest hipoalergiczny. Krem zamknięty jest w bardzo higienicznym do dozowania pojemniczku z pompką. 



Skład plus słowo od producenta:

Woda,  Olej z pestek winogron,  Olej sojowy,  Sorbitan Stearate & Sucrose Cocoate,  Masło karite (Shea),  Stearynian glicerolu,  Olej arganowy,  Olej jojoba, Kwas stearynowy,  Alkohol cetylostearylowy,  Alkohol benzylowy,  Betulina, Witamina E,  Ekstrakt z aloesu,  Alantoina,  Guma ksantanowa,  Kwas dehydrooctowy,  Ekstrakt z nagietka lekarskiego,  Ekstrakt z mydlnicy lekarskiej, Lupeol,  Kwas oleanolowy,  Kwas betulinowy 




Słowo od .biemi:

Krem jest rzeczywiście jak nazwa wskazuje lekki nawet można rzec ultralekki. Idealny na dzień i okres wiosenno/letni. Dobrze sprawdza się pod podkład. Bardzo szybko się wchłania. Konsystencja lekka co ułatwia wygodną aplikację i rozprowadzanie kremu. Nie pojawiły się niedoskonałości, moja cera bardzo się z nim polubiła bo nie robi 'kuku'. Zauważyłam, że pod czas jego stosowania w czasie około okresowym pojawiało się mniej nieprzyjaciół, a jak już były to się nie rozsiewały i szybciej wszystko wracało do normy.  Skład jest bardzo przyjazny dla nas dlatego też dzięki temu moje zdanie ma pozytywny wydźwięk. Jestem z kremu na prawdę zadowolona sięgam po niego z chęcią. Jednak mam wrażenie, że mój zachwyt byłby większy gdybym sięgnęła po niego wcześniej jeszcze przed okresem włączone ogrzewania w mieszkaniach. Ponieważ niestety teraz dla mojej skóry jest on za lekki. Dlaczego? - zwykle mam jeden krem do twarzy, nie ma u mnie rozróżnienia na noc na dzień. Zawsze sięgając po nowy produkt liczę, że będzie wielozadaniowy na noc i na dzień. Możliwe, że to rozumowanie nie jest do końca właściwe jednak do tej pory udawało mi się to osiągnąć z różnym skutkiem. Z kremu nie zrezygnuję bo rewelacyjnie sprawdza się pod podkłady i dodatkowo nie obciąża cery na początku dnia. Po prostu muszę zmienić przyzwyczajenie i sięgnąć po coś 'cięższego' na noc aby cera była pięknie przygotowana na nowy dzień. 

Technicznie po dwóch miesiącach codziennego użytkowania czuję, że jeszcze produktu zostało mi na kolejne dwa miesiące więc wydajność zadowalająca. Jedynym technicznym minusem może być dostępność. W moim mieście tylko w sklepie zielarskim go widziałam. On line nie ma problemu z zakupami ale wiadomo, że to zwykle wiąże się z przesyłką i dodatkowymi zakupami :) 

Podsumowując produkt godny polecenia i sięgnięcia po niego. Jednak ja gdy zakończę opakowanie poczekam do wiosny po kolejną partię:). Na pewno nie jest to produkt dla każdego. U mnie było dobrze ponieważ moja cera jest mieszana z tendencją do wyprysków. 

A Wy miałyście przyjemność stosować to mazidło? 
Uważam, że szum wokół tego 'maleństwa' jest jak najbardziej uzasadniony.

pozdrawiam
.biemi

wtorek, 29 października 2013

Sezonowe pysznosci

Wszystkie dziewczyny pokazują u siebie przecudnej urody halloweenowe makijaże. Ja niestety z braku organizacji i czasu mimo teoretycznych chęci jeszcze nie spróbowałam się przeobrazić w mroczną postać. Natomiast w kuchni nie próżnuję i staram się jak mogę wycisnąć ile się da z jesiennych dobroci. 

W tym roku po raz pierwszy w życiu zmierzyłam się z szarlotką aby jednak nie było nudno poszłam od razu o krok dalej i zaszalałam robiąc jej jesienną wariację z dynią. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Ba łasuchy, którym przyszło jej kosztować również byli zdziwieni, że wyszło tak pysznie :). 

Dzięki temu, że teraz na każdym 'rogu' dostaniemy dynie nieporozumieniem by było nie pokusić się o jej obróbkę :). 

Dlatego też dziś z wielką ochota pokazuję mój przepis na Dyniową Szarlotkę :). Moim zdaniem dobrze jest się do tego ciasta przygotować etapami aby nie robić wszystkiego na raz. Dzięki temu unikniemy zniechęcenia i zmęczenia z przygotowywania poszczególnych etapów. 




Na ciasto potrzebujemy:

3 szkl mąki pszennej
pół łyżeczki sody oczyszczonej
1 szkl cukru
1 cukier waniliowy
kostka margaryny (250g)
3 żółtka
1 całe jajo 

ok 2 i 1/2 szklanki mąki przesiewamy na stolnicę z sądą, dodajemy margarynę (zimną) energicznie siekamy dodajemy cukry . Po środku robimy dołek dodajemy żółtka+jajo i zagniatamy. Staramy się to zrobić jak najsprawniej (różnie to wychodzi ale trzeba zrobić to jak najszybciej) jeżeli ciasto jest zbyt mokre dodajemy stopniowo mąkę. Wyrobione ciasto dzielimy ciasto na dwie nierówne części większa powinna mieć ok 2/3 całości. 
Wkładamy na minimum 1h do lodówki ewentualnie 30 min do zamrażalnika, a najlepszą opcją jest je włożyć na całą noc do lodówki.

Środek: 

dwie garści orzechów włoskich (posiekane np. w blenderze)
3 łyżki słodkiego kakao
3 białka
3 łyżki kaszy manny 
ok 1 kg jabłek - kwaśnych dość twardych np. szara Reneta
ok 0,5 kg dyni - w tym przypadku podaję ilość już po obróbce
ok 1 szkl cukru
1 cukier waniliowy

jabłka obieramy, kroimy i smażymy z odrobiną wody aż całkowicie się rozpadną dodając cukier zwykły i waniliowy tworząc 'marmoladę' - próbujemy i wsypujemy tyle cukru ile uważamy, że jest już ok

dynię obrabiamy analogicznie do jabłek tylko bez dodatku cukru.

obie masy ze sobą łączymy w proporcjach 1:1 i dodajemy kaszę mannę - odstawiamy do całkowitego wystudzenia 

Ostatnia faza :)

Ubijamy białka na sztywno lśniąco z dwiema łyżkami cukru 
Wyjmujemy ciasto wałkujemy większą część - wykładamy na wyłożoną papierem do pieczenia blachę. Obsypujemy orzechami i kakaem. Na to wykładamy masę jabłkowo-dyniową, następnie wykładamy białka. Białka przykrywamy rozwałkowanym ciastem pociętym w paski i ułożonym w kratkę. 

Piekarnik na 170/180 stopni na dolnej grzałce pieczemy 50 min do godziny aż wierzch ładnie się zarumieni. 

Studzimy i zajadamy :) przy całkowitej rozpuście podajemy na ciepło z gałką lodów waniliowych :). 

Smacznego!

pozdrawiam
.biemi

niedziela, 27 października 2013

Raw Beauty.

Pobudka :) 

Mamy piękny niedzielny poranek z niespotykaną możliwością spania o godzinę dłużej :). 

Idąc za tropem innych blogerek a głównie Agaty również odkrywam swoje codzienne oblicze zaraz po przebudzeniu. Na zdjęciu brak jakiegokolwiek retuszowania :). Dziś jest dobre światło więc zdjęcia od tak wychodzą dość przyzwoicie :). 

Mamy 8:05, budzę się bez budzika i to już powoduje, że sama z siebie się uśmiecham. Nie wiem czy tylko ja tam mam, ale moje włosy zawsze najlepiej wyglądają zaraz po przebudzeniu jest ich zwykle optycznie dwa razy więcej niestety efekt zaraz zniknie jak je tylko rozczeszę :). 


Życzę udanego dnia i zachęcam do odrobiny ekshibicjonizmu w swojej przestrzeni internetowej :).
pozdrawiam
.biemi 

wtorek, 15 października 2013

Po babcinemu :)

Jeżeli produkty są oznaczone jako 'Z apteczki babuni' to post po prostu nie może mieć innego tytułu ;). 

Na raz biorę pod lupę cztery produkty. Próbowały mi umilać codzienną pielęgnację w ostatnim czasie w różny sposób :) . 

Bohaterami 'odcinka' są preparaty z Apteczki Babuni. W roli głównej:  krem do stóp, płyn do higieny intymnej, krem do rąk oraz balsam do ciała.


Po pierwsze: krem do stóp. Można stwierdzić, że podchodziłam do niego jak do jeża. Problem polegał na tym, że nie przepadam za tą częścią pielęgnacji. Najzwyczajniej w świecie nie lubię kremować stóp - lubię jak są miękkie i dobrze nawilżone, jednak droga do tego celu jest dla mnie nieprzyjemna :) - taki mały mój defekt ;). Mimo wszystko za produkt się zabrałam i wzięłam go pod lupę. Technicznie preparat zamknięty w wygodnej do obsługi tubce. Konsystencja zwarta, gładka. Aplikacja przyjemna, dość dobrze się wchłania nie pozostawiając nieprzyjemnie lepkiego filmu na stopach. Ma zapach dość orzeźwiający coś pomiędzy aloesem/mentolem i kwiatkiem tzw. anginką :). Stopy po nim były miłe w dotyku. Przy regularnym i sumiennym stosowaniu efekty zadowalające. Nie jest to produkt dla problematycznych stóp ponieważ wg mnie jest zbyt lekki, jednak do codziennej pielęgnacji jest w sam raz - jak potrzebujemy ratunku to szukamy czegoś innego. Preparat wydajny dzięki swojej zwartej konsystencji. Do zdobycia prawie wszędzie :) 

Skład dla dociekliwych:

Aqua, Urea, Paraffinum Liquidum, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Dimethicone, Butyrospermum Parkii Butter, Cerea Alba, Ceteareth-20, Dicaprylyl Ether, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, 4-Terpineol, Allantoin, Lactic Acid, Parfum, Alpha-Isomethyl Ionone, Butylphenyl, Methylpropional, Citronellol, Coumarin, Limonene, Linalool, DMDM Hydantion, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone.

A tu co producent pisze o swoim produkcie: klik


Po drugie: płyn do higieny intymnej. Produkt w butelce z dozownikiem, który po dłuższym stosowaniu lubi się zacinać i nie odbijać (możliwe, że przyczyną jest konsystencja). Płyn sam w sobie radzi sobie dobrze, nie uczulił, nie podrażnił. Ważną sprawą jest jego zapach, który wg mnie jest zbyt intensywny. Lubię preparaty do okoli intymnych, które mają delikatne i subtelne zapachy. Tu jest nieco inaczej - pachnie ładnie ale zapach odpowiedni dla mydła do rąk a nie do higieny intymnej. Początkowo bałam się, że przez to preparat może mnie podrażnić (tak już się zdarzało z innymi mocno zapachowymi płynami innych firm). Jednak każda z nas lubi co innego :) - kiedyś miałam inny wariant płynu z tej serii i było subtelniej w zapachu ale działanie tak samo poprawne. Konsystencja kremowa dość gęsta. 300 ml spokojnie starczy na ok 2-3mc - wynik zadowalający za przestępną cenę :). Polecam dla tych co lubią w takich preparatach intensywny zapach. 

Skład :
Aqua, Sodium Lareth Sulfate, Coco-Glucoside, Disodium Lareth Sulfasuccinate, Cocamidopropyl Betaine, PEG-120 Methyl Glucose Dioleate, Glyceryl Oleate, Laureth-3, Styrene/Acrylates Copolymer, Calendula Officinalis Flower Extract, Propylene Glycol, Pathenol Allantonin, Lactic Acid, Disodium EDTA, Parfum, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, Sodium Chloride, DMDM Hydantion, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone.

Opis producenta: klik


Po trzecie: krem do rąk. Standardowa tubka - taka sama jak kremu do stóp. Do jego używania zabrałam się dość entuzjastycznie (w odróżnieniu do kremu do stóp) . Na szczęście entuzjazm nie opadł wraz z pierwszym użyciem. Krem pachnie słodko trochę kwiatowo i chemicznie. Dobrze nawilża i to uczucie od razu nie znika po pierwszym kontakcie z wodą. Zadowalająco wpływa na stan moich skórek. Bardzo dobrze sprawdził się na wakacjach i dał radę z przesuszeniem dłoni po kontakcie ze słoną wodą. Nie stał się moim ulubieńcem wśród kremów jednak działanie bardzo mnie zadowoliło i z chęcią sięgnę bo inne warianty z babcinej apteczki :).  

Skład:
Aqua, Glycerin, Paraffinum Liquidum, Cetearyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Buter, Dimethicone, Cera Alba, Ceteareth-20, Dicaprylyl Ether, Acrytates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Triethanolamine, Parfum, Citronellol, Geraniol, Hydraxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, DMDM Hydantion, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone.

Słowo od producenta klik 


Po czwarte i ostatnie: balsam do ciała. Największy z całej czwórki. 500ml produktu otrzymujemy w butli z pompką, która niezmiernie ułatwia życie :) - aby na pewno przy końcu je utrudnić ;) ale coś za coś. Z całej czwórki jest to produkt o najdelikatniejszym zapachu również tak trochę chemicznie słodki jednak przyjemny. Bardzo dobrze się go aplikuje na ciało, nie bieli, nie mazia się po ciele. Szybko się wchłania pozostawiając skórę miłą w dotyku. Podobnie jak krem do rąk sprawdzał się w bardziej ekstremalnych warunkach. Idealnie nawilżał ciało po kąpielach słonecznych zmniejszając ryzyko łuszczącej się skóry. Polubiłam się z nim na tyle, że z przyjemnością zużyję go do końca. Jedno co mi w tym preparacie przeszkadza to zbyt długi skład, ale to pozostawiam własnej interpretacji:). W odróżnieniu od płynu do higieny intymnej pompka działa bez zarzutu i nie wydaje się aby miało być inaczej. 

Skład:
Aqua, Glycerin, Isopropyl Myristate, Urea, Carpylic/Capric Trigliceride, Paraffinum Liquidum, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate Citrate, Butyrospermum Parkii Butter, Dimethicone, Propylheptyl Caprylate, Stearyl Alcohol, Jassminum Officinale Flower Extract, Propylene Glycol, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Xanthan Gum, Triethanolamine, Citric Acid, Parfum, Alpha-Isomethyl Ionone, Limonene, Geraniol, Buthylphenyl Methylpropional, Citronellol Hexyl Cinnamal, Limonene, DMDM Hydantion, Methylchloroisothazolinone, Methylisothiazolinone.

Od producenta: klik



Z całej czwórki najbardziej polubiłam się z kremem do rąk i balsamem do ciała. Jedno co łączy te wszystkie produkty to intensywny zapach - nie trafią one do klientek, które stawiają na delikatny zapach. Jednak działanie może zrekompensować intensywność. 

Klikając na logo przeniesiecie się do całej oferty 'z apteczki babuni' 





Produkty otrzymałam do testów - co nie ma wpływu na moją opinię. 


pozdrawiam
.biemi

piątek, 11 października 2013

Bez bazy sie nie ruszam :)

Jeżeli na moich powiekach są cienie to jest i ona - baza pod cienie. 

Od kiedy odkryłam to 'cudo' nie potrafię się bez niej obejść. Cały czas poszukuję i testuję, nie poprzestaję na jednej firmie jestem niezmiennie ciekawa czy inna będzie lepsza i czy np. da się być jeszcze lepszą od poprzedniej. Dlatego tu KLIK możecie przeczytać o innych już wypróbowanych przeze mnie produktach. Jak trzy lata temu kupowałam pierwszą bazę to nie miałam zbyt dużego wyboru mimo, że to już nie była nowość. W tym momencie większość firm (jak nie wszystkie), które mają cienie do powiek posiadają w swojej ofercie bazy pod nie. Z Avon nie mogłoby być inaczej jednak i tak mam wrażenie, że dość długo trzeba było na nią u nich czekać. Nie jestem ich oddaną fanką, ale obok bazy pod cienie nie można przejść obojętnie przy okazji promocji :). 

Za całe 13 zł zakupiłam ładny mały szklany słoiczek. 
Zgrabnie, przyjemnie wyglądające dla oka opakowanie skrywa w sobie caałe 3g produktu. 



Dla zwolenników bardziej higienicznej aplikacji opakowanie nie przypadnie do gustu - dla mnie jest ok, lubię w ten sposób mieć zapakowaną bazę ponieważ umożliwia mi to zużycie produktu do dna :). 

To był chyba drugi katalog z możliwością zakupu produktu. Powoli zaczynały się pojawiać w sieci recenzje produktu, które były dość skrajne. Nie wiedzieć dlaczego za nim zaczęłam jej używać stwierdziłam, że będę w obozie na 'NIE' - i tak na początku było. Może to nastawienie bądź niestaranność w jej nakładaniu, ale byłam z niej kompletnie nie zadowolona, wszystko się rolowało co lądowało na powiekach, nawet kredki, które solo dawały radę w tym przypadku nie radziły sobie. Niemniej jednak z czasem było co raz lepiej. Okazuje się, że ten produkt lubi być 'stopniowany' przy nakładaniu - albo moje powieki zaczęły inaczej chłonąć takie specyfiki ;). Na początku zdarzało się, że z nią przesadzałam i to było najprawdopodobniej powodem niepowodzeń. Po dość słabym początku było co raz lepiej. Baza daje sobie radę nawet powyżej 30st 
Poniżej dowód na działanie: 
Tego dnia nic więcej niż okolica oczu dobrze nie wyglądała ;)



Produkt godny polecenia. Warto poczekać na promocję i zakupić w cenie ok 13zł (mniej więcej co trzeci katalog jest taka cena:) ) choć regularnie też jest warta swojej ceny czyli ok 23zł. Dobrze podbija cienie, ułatwia ich aplikację. Nie roluje się, w pełni czuję się nią usatysfakcjonowana. Jedyne ale jakie do niej mam to złe pierwsze wrażenie. 
Nie ważne jak się zaczyna a istotne jak się kończy. Po pięciu miesiącach użytkowania dobijam do dna - baza cały czas zachowuje swoje właściwości, sądzę że jeszcze do niej wrócę :). 

pozdrawiam
.biemi
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...